wtorek, 9 grudnia 2014

39.Tajemnica.

Hej ;) witam na następnym rozdziale :p Mam nadzieję, że się wam spodoba i  że skomentujecie ten post :) miłego czytania.
Ka$ka
~~~~~~~~~~~~
 <<MUZYKA>>

-Co teraz? To oczywiste. Idziemy.
-Kate to jakiś psychopata!!! A my jesteśmy same!- przypomniałam.
-I co z tego? Po prostu damy mu popalić.
          I poszłyśmy na parking, gdzie stało czarne BMW. O maskę opierał się Paul Cooper z rękami w kieszeniach. Miał na sobie jeansy i czarną koszulkę, na twarzy czarne okulary, a na palcu pierścień. Tak w ogóle to po co mu ten pierścień? Kate jak zawsze zdeterminowana i groźna, stanęła przed Paulem i zaczęła krzyczeć:
-CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ?! MAŁO JEJ NIE ZABIŁEŚ!
-Nie zabiłem?- zapytał zaskoczony.
-Jechała przez ciebie z ogromną prędkością! Mogła się zabić!
-Kazałem jej zwolnić! Nie posłuchała!- Kate odwróciła się do mnie z zaskoczonym wyrazem twarzy, przekazałam jej, że to prawda, domyśliła się.
-Co ty sobie wyobr...
-Dobra Kate, dość!-przerwałam jej i zwróciłam się do Coopera podchodząc do niego o krok.- Powiedziałeś mi, że mnie lubisz i, że się ucieszyłeś, jak mnie zobaczyłeś w szkole.- potwierdził skinieniem głowy- Więc dlaczego mnie śledziłeś? Dlaczego pozwoliłeś narażać moje życie? Dlaczego się tak mnie uczepiłeś? Bo dałam ci wczoraj kosza? Bo nie pozwoliłam ci się przelecieć?
-Nie.- odpowiedział po chwili całkowicie zakłopotany.
-Więc dlaczego do cholery robisz to wszystko?
-Po prostu nie mogę się od ciebie odczepić. Przyciągasz mnie. Nie wiem dlaczego.
-Co ty powiedziałeś?-zapytała jak zwykle dociekliwa Kate.
          W tym momencie stało się coś czego nigdy nie będę w stanie sobie wytłumaczyć. Paul podszedł do Kate i stanął z nią twarzą w twarz. Spojrzał w oczy i powiedział:
-Zapomnisz co się tu stało. Będziesz pamiętać, że byłaś w szkole. Keti nie było bo się źle poczuła. Potem poszłaś do domu i się położyłaś.- Kate mrugnęła kilka razy, odwróciła się i odeszła. Tak po prostu mnie zostawiła, a ja z otwarta buzią patrzyłam się na Paula. Spojrzał na mnie i podszedł tak po prostu i również spojrzał mi w oczy.

***
 
          Wstałam strasznie zmęczona. Obudził mnie budzik, więc jest siódma. Musiałam się zbierać do szkoły. Ubrałam się w niebieskie rurki, koszulę w niebiesko-białą kratkę i czarne trampki. Zabrałam torebkę z zeszytami do szkoły i ruszyłam do kuchni. Zjadałam śniadanie z braćmi i rodzicami. O 7:40 wstałam, zabrałam kluczyki do mojego audi i pojechałam do szkoły. Na parkingu, było już całkiem sporo samochodów. Zaparkowałam swój niedaleko wejścia i poszłam do środka. Pod szafką na książki spotkałam Paula. Okazało się, że ma szafkę niedaleko mojej, co będzie kolejną przeszkodą do unikania go. Gdy dzisiaj wstawałam, przysięgłam sobie, że za wszelką cenę będę unikać Paula. Będzie to kurewsko trudne, bo on jest wszędzie. Dosłownie.
          Otworzyłam szafkę i wyciągnęłam podręcznik do biologi i schowałam do torebki.
-Hej- powiedział Paul, podchodząc do mnie.- Jesteś na mnie zła?- zapytał, a ja spojrzałam na niego obojętną miną mówiącą: ,,Odpierdol się chłopie".
          Zamknęłam szafkę i odwróciłam się w przeciwną stronę niż stał Paul. Ruszyłam w stronę biblioteki. Oczywiście on szedł za mną.
-Nie odzywasz się do mnie? -kolejna mina posłana w stronę Paula pt. ,,Brawo, wygrałeś życie!" Szliśmy w milczeniu, chociaż było widać, że Paul chce coś powiedzieć. Dotarliśmy do biblioteki. Jak każdy wie, w bibliotece panuje cisza, i właśnie dlatego kocham tu przychodzić. Paul chodził za mną po każdej alejce, między wszystkimi regałami, którymi ja chodziłam. Po jakiś dziesięciu minutach milczenia nie wytrzymał:
-Kurdę, Keti o co ci chodzi?!- powiedział za głośno, bo bibliotekarka go uciszyła. Nie odpowiedziałam mu.- Przecież ja nic nie zrobiłem!
-Nic nie zrobiłeś?! Zwariowałeś?! Myślisz, że pocałowanie mnie to jest takie nic?! Kim ty do cholery jesteś i za kogo się uważasz?!- i miarka się przebrała. Bibliotekarka przyszła do nas i teatralnie wyrzuciła nas z biblioteki, żebyśmy mogli kontynuować swoją kłótnie na korytarzu.
-Już myślałem, że chodzi ci o wczoraj. Boże...-westchnał, ale mi się to nie spodobało.
-O wczoraj? Przecież wczoraj nie było mnie w szkolę, bo źle się czułam. Nie spotkaliśmy się.- powiedziałam zaskoczona i trochę zaniepokojona.
-Co? Ach tak!- powiedział po krótkiej przerwie.- Tak źle się czułaś i nie było cię. Tak mówiła Kate.
-Dziwnie się zachowujesz. Co się wczoraj wydarzyło?
-Nic, ale w końcu się do mnie odzywasz.
-Masz jakąś tajemnicę. Okłamujesz mnie w czymś. Jeszcze nie wiem w czym, ale się dowiem.
          Ocalił go dzwonek, ale wiem, że coś jest nie tak. Musze powęszyć. Ciekawe co ukrywa.

środa, 19 listopada 2014

38.I co teraz?

       kolejny rozdział, czytajcie, komentujcie, obserwujcie, lub co tam chcecie :)
Ka$ka
 ~~~~~~~~~~
           Paul stoi przed moim domem, a ja jestem w samych majtkach, kurcze.
-Yyyy...cześć.-mówi zakłopotany Paul.
          Cofam się o krok i zatrzaskuję mu drzwi przed nosem. Przychodzi Kate i pyta:
-Kto przyszedł?
-Paul.-odpowiadam z lekkim zdenerwowaniem.
-To gdzie on jest?- zapytała
-Za drzwiami, zamknęłam mu je przed nosem.
-Coś ty zrobiła?!- krzyknęła Kate
-Zamknęłam.
-Masz mu je otworzyć i z nim porozmawiać!- i bez odpowiedzi ruszyła do łazienki.       
          Pobiegłam do swojego pokoju po spodnie, wciągnęłam jeansy na nogi i ruszyłam jeszcze raz do drzwi. Otworzyłam, a Paul siedział na schodach i nie miał zamiaru odchodzić zanim go wysłucham. Odwrócił głowę, gdy usłyszał jak drzwi się zamykają. Usiadłam obok niego i siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Zlustrowałam go wzrokiem. Miał na sobie jeansy i ciemnoniebieską koszulę, która podkreślała jego oczy. Na nogach miał tenisówki, a na palcu nierozłączny pierścień. Później odwróciłam głowę przed siebie i oglądałam księżyc, czekając co powie. Zajęło mu to dłuższą chwilę.
-Cześć.-powiedział, jednak dalej na mnie nie patrzył.
-Cześć.- odpowiedziałam.-A więc, co chcesz?- zapytałam.
-Przyszedłem porozmawiać.- odpowiedział Paul.
-Nic się nie zmieniłeś od wakacji. No może jesteś tylko bardziej opalony.-powiedziałam.
-Taaa, ty też się nic nie zmieniłaś.- powiedział i znowu zastała cisza. Po chwili ją przerwałam
-A więc, co tutaj robisz?
-Aktualnie mieszkam.
-Ale dlaczego tutaj?
-Przecież nie specjalnie. Nie wiedziałem, że chodzisz akurat do tej szkoły.
-A gdybyś wiedział? Co byś zrobił?
          Odpowiedziała mi cisza.
-Po prostu zrozum.
-Sorki, ale możemy wejść do środka? Trochę zimno tutaj, zwłaszcza w piżamie.- zaproponowałam.
-Wolałbym nie przekraczać progu twojego domu.- nie odpowiedziałam na to dziwne stwierdzenie.- Musisz zrozumieć, że gdy zobaczyłem cię wtedy to się bardzo ucieszyłem. Wiesz, bardzo cię lubię Keti.- zamurowało mnie w tym momencie. Chyba pobladłam z wrażenia.- Coś się stało?- zapytał z troską.
-Nie, nic mi nie jest.
-Dlaczego wtedy uciekłaś? Gdy mnie zobaczyłaś w gabinecie?
-A co miałam zrobić? Spotkaliśmy się w Paryżu, chciałeś mnie poderwać, śledziłeś mnie aż do hotelu, potem niby przypadkiem spoglądałeś w drzwi tamtego sklepu z ubraniami w momencie gdy ja weszłam. I jeszcze ta kawiarnia, bałam się ciebie. Myślałam, że jesteś jakimś mordercą albo kimś takim, byłam pewna, że jak wyjadę to będę cię mieć z głowy, a tu nagle zjawiasz się w mojej szkole, to było dość dziwne, a teraz siedzisz na schodach do mojego domu i patrzysz jak mówię to wszystko, a ja się ciebie boje...
       Przerwał mi Paul swoimi ustami, które wylądowały nagle na moich ustach. Był to najlepszy pocałunek na świecie. Co prawda całowałam się już z kilkoma chłopakami, ale żaden z nich nie całował tak jak Paul. Gdy w końcu się opamiętaliśmy i oderwaliśmy się od siebie, spojrzałam w jego niebieskie oczy, a on w moje, widziałam tam coś niezwykłego, coś innego, coś... dziwnego.
 -Przepraszam, musiałem to zrobić. Wyrzucałaś słowa z siebie tak szybko, jakby od tego zależało twoje życie, a ja nie chciałem tego więcej słuchać.
         Wymierzyłam mu siarczystego policzka i wstałam. Stojąc w drzwiach, obejrzałam się za siebie. Paul stał z ręką na policzku i patrzył na mnie błagalnie. Powiedziałam jednak tylko:
-Dlaczego sądzisz, że możesz się do mnie odzywać?- bez chęci otrzymania odpowiedzi weszłam do domu i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Już drugi raz tego dnia. Osunęłam się po nich, tak jak wtedy gdy rzuciłam Alexa. Rozpłakałam się, bo czułam, że chyba się w nim zakochałam, ale jednocześnie się go bałam. Nie chciałam, aby zrobił mi krzywdę. Wpadałam w histerię, a Kate po prostu przyszła i przytuliła bez sowa.
-Dlaczego najfajniejszy facet w szkole musi ranić moją przyjaciółkę? -powiedziała Kate do siebie.

***

         Obudziłam się około 6 nad ranem, gdy Kate jeszcze spała. Postanowiłam, że już dłużej nie będę spać. Wstałam i ubrałam się. Napisałam Kate sms'a, że wstałam i jadę gdzieś przed siebie. Wzięłam kluczyki do mojego audi i wyszłam z domu. Zrobiłam tak, jak napisałam przyjaciółce. Odpaliłam silnik i ruszyłam przed siebie. Gdzie? Nieważne. Skierowałam się do Darford do którego miałam 2 godziny autostradą, potem zaś dalej do małego miasteczka nad Tamizą, w którym była dość znana plaża. Jechało mi się świetnie, już po jakiś 3 godzinach podróży zatrzymałam się w McDnalds na śniadaniu. Byłam już na miejscu. Leżałam na plaży, na którą dawniej zabierał nas tata. Bardzo dawno tutaj nie byłam. Lecz nie dano długo mi odpoczywać w moim, jednym z wielu, ulubionym miejscu. Po jakiś 30 minutach ktoś stanął nade mną. Gdy otworzyłam oczy, przestraszyłam się nie na żartu. Był tam James, mój ulubiony kuzyn, który mieszka gdzieś w tej okolicy.
-James!- zapiszczałam z szczęściem na ustach i poderwałam się z ręcznika.
-Hej Keti.- przytulił mnie kuzyn.
-Strasznie się cieszę, że cię widzę.- powiedziałam, gdy razem siadaliśmy na ręczniku.
-Ja też.
-Co ty tu robisz?- zapytałam
-Szedłem plażą i sobie tak myślę: ,,Ciekawe co u Keti?" i bach, zobaczyłem cię. A tu co tu robisz?
-Korzystam z ostatnich dni ciepła, chociaż mam nadzieję, że to nie są te ostatnie.
         Poczułam się teraz naprawdę szczęśliwa. Z Jamesem mogłam porozmawiać o wszystkim. On zawsze mnie we wszystkim wspierał i w ogóle. James jest synem brata taty. Mieszkają w tym miasteczku. Jest jedynakiem i dlatego traktuje mnie jak siostrę. Często ze sobą piszemy i odkąd zrobiliśmy prawo jazdy, spotykamy się dosyć często. James jest wysokim brunetem o szarych oczach i do tego jest umięśniony. Jest bystry, inteligentny, przezabawny, miły, otwarty i odważny. Jest też strasznie przystojny. Ogólnie gdyby nie był moim kuzynem, zapewne byłby moim chłopakiem zakładając, że byśmy się poznali. Gadaliśmy jakąś godzinę, kiedy zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
-Co jest Kate?- zapytałam.
-Keti nie dość, że zostawiłaś mnie samą rano, nie dość że nie przyszłaś do szkoły i nie dość, że prawdopodobnie teraz siedzisz na plaży z Jamsem, to jeszcze zabrałaś ze soba Paula?
-Kate o czym ty mówisz?
-Alex mi powiedział, że jak rano biegał to widział najpierw twoje audi, a później czarne BMW. Alex zapisała numery, bo zauważył, że dziwnie się zachowuje i sprawdził je za pomocą taty Mika. Okazało się, że właścicielem jest Paul Cooper. Co ty wyprawiasz?
-CO?!?!?!?- krzyknęłam do telefonu i od razu przypomniałam sobie podróż. Rzeczywiście zwróciłam uwagę na pewne BMW, które widziałam co jakiś czas.
-Kate, wracam, jak się sprężę powinnam być za jakieś 2 godziny. Spotkamy się w szkole.- powiedziałam do telefonu i rozłączyłam rozmowę. James patrzył na mnie zdziwiony, postanowiła go troszeczkę wtajemniczyć.
-James słuchaj. Okazało się, że ktoś mnie śledzi z samego Londynu. Teraz pewnie mnie obserwuje. Odprowadzisz mnie do samochodu, dobrze?
-Dobrze, ale wiesz kto cię śledzi?
-Podejrzewamy, że to koleś którego nie lubię.- i któremu dałam wczoraj kosza, pomyślałam
-Okay, chodźmy.
          James odprowadził mnie pod sam samochód i odszedł dopiero gdy odjechałam. Skierowałam się na autostradę i wcisnęłam gaz do dechy. Co chwilę patrzyłam w lusterka czy widać czarne BMW. Starałam się, przez chwilę je zgubić, lecz bez skutku. Po kilku minutach przyszedł sms:

Gdzie tak pędzisz? Chcesz się zabić? Zwolnij!

          Boże... to jakiś psychopata. Byłam pewna kto wysłał tego sms'a. Teraz liczyła się tylko prędkość. To co kochałam: prędkość. Po niecałych dwóch godzinach szybkiej jazdy, byłam pod szkołą. Zaparkowałam samochód na parkingu, i wypadłam z niego jak z procy. Wpadłam do szkoły i zauważyłam Kate z telefonem w ręce. 
-Czarne BMW podjechało pod szkołę.
-I co teraz?

czwartek, 13 listopada 2014

37. Tajemnicze spotkanie.

          ...Paula. Ale jak to możliwe, że on tutaj jest? Co się stało, przecież on mieszka w Madrycie, nie tu, w Londynie. Przecież nie mógł się przeprowadzić w całkiem inne miejsce, do innego państwa i trafić akurat na moja szkołę. To nie jest możliwe, zresztą nie wiedział, że mieszkam w Londynie i nie wiedział do jakiej szkoły chodzę. 
          Nasze oczy się spotykają, ale szybko odwracam wzrok i ruszam pędem do klasy. Potrącam kolejnych ludzi, byle znaleźć się jak najdalej tamtego gabinetu i chłopaka który w nim stał. Przez kilka metrów mnie gonił, ale biorąc pod uwagę moja znajomość szkoły, nie miał najmniejszych szans. Przebiegłam dwoma korytarzami, weszłam do łazienki, wyszłam drugimi drzwiami o których wiem tylko ja, znów pokonałam korytarz i wpadłam na schody na dach. Przebiegłam po nich szybko i znalazłam się na świeżym powietrzu. Dopiero tam mogłam się zatrzymać i przemyśleć to co stało się jakąś minutę temu.
           Po 45 minutach usłyszałam dzwonek na przerwę, więc zeszłam z mojego dachu. O tym, że czasami tam przebywam wie tylko woźny. Po tym jak podeszłam do następnej klasy dorwała mnie Katerina moja najlepsza przyjaciółka na całym bożym świecie.
-Gdzieś ty się do cholery podziewała?!- krzyk Kate jest naprawdę przerażający.
-Spokojnie, byłam na dachu.
-To wiem, ale dlaczego?
-Musiałam po prostu przemyśleć pewną rzecz.
-Jestem zła o to, że mi nic nie powiedziałaś, ale masz nauczkę. do naszej klasy przyszedł nowy koleś. Nieziemsko przystojny, ma na imię chyba.... Paul Cooper czy jakoś tak.- spiorunowałam ją wzrokiem, co zdziwiło Kate.
-Nie obchodzi mnie to!- powiedziałam podwyższonym głosem.
-Dlaczego się tak wściekasz? Znasz go?- przewidywalna Katerina Petrova domyśliła się powodu mojej złości, jednak postanowiłam nie odkrywać moich tajemnic tak łatwo.
-Nie, dlaczego? Przecież on jest z Madrytu, a ja z Londynu.
-No w sumie... ej stop, niby skąd wiesz, że on jest z Madrytu? Musisz go znać.
          Od odpowiedzi uchronił mnie dzwonek na lekcję. Ale Kate posłała mi spojrzenie typu ,,Ta rozmowa nie jest jeszcze skończona". Teraz zostało mi tylko zmierzenie się z tajemniczym Paulem Cooperem

          Siedzę na lekcjach, cała znudzona i zastanawiam się, co ja tutaj robię? Jest dokładnie tak jak w dzieciństwie. Pamiętam tą sytuację bardzo wyraźnie. Jestem w klasie, mam może jakieś 7 lat. Nauczyciel zadaje jakieś pytanie. Wszyscy podnoszą ręce w górę, zgłaszają się do odpowiedzi znając ją. Tylko biedna mała dziewczynka o blond włosach związanych w kucyka, opiera się na ręce, załamana. Tą dziewczynką byłam ja. Byłam i jestem. Zmienił mi się chyba tylko kolor włosów i fryzura.


          Spoglądam w prawo i widzę niebieskie oczy. Oczy Paula, które się we mnie wpatrują od początku lekcji. Dopiero nazwisko Paula i moje wypowiedziane z ust nauczyciela odwraca naszą uwagę od siebie.
-bla bla bla. Jeśli pan Cooper chce się umówić z panną Otson to proszę załatwić to po lekcji.- wypalił nauczyciel, a ja czuję jak policzki mi różowieją.
-Przepraszam.- odzywa się Paul, a ja już płonę.

           Jak dobrze, że już mogę iść do domu. Po 6 godzinach w szkolę mogę na reszcie wrócić do domu i z czystym sumieniem usiąść przed komputerem i gadać z Kate na skypie do samego wieczora. Jednak gdy przekraczam drzwi szkoły, słyszę swoje imię. Woła mnie Paul i biegnie w moją stronę. Nie ma się co dziwić, że musi biec, jeśli wyparowałam ze szkoły jak z bicza strzelił. Jednak wiem, że nie mogę z nim rozmawiać, więc szybko podbiegam do swojego samochodu, wsiadam i odjeżdżam. Widzę w lusterku wstecznym jak stoi na miejscu, które przed chwilą zwolniłam.
         
           Wpada do mnie Kate na nockę. Jest około dwudziestej, gdy siedzimy w koszulkach i majtkach na łóżku, a panna Katerina zaczyna swoje przesłuchanie.
-Więc zacznijmy od tego dlaczego się wkurzyłaś gdy wspomniałam o Paulu.
           W odpowiedzi dostała poduszką w głowę. Oczywiście mi oddała i tak zaczęła się wojna na poduszki. Zaczęłyśmy skakać i bić się poduszkami aż wszędzie walały się pióra, gdy nagle zabrzmiał dzwonek, a że nie było nikogo innego w domu, więc pobiegłam otworzyć drzwi. Otworzyłam je, a za nimi stał nie kto inny jak Paul. Przeklęłam samą siebie w duchu, że jestem tylko w koszulce i majtkach, zastanowię się następnym razem jak wybiegnę w takim stroju z pokoju. Paul zmierzył mnie swoim wzrokiem i uśmiechnął się. Ja zareagowałam, tak jak tylko można było, czyli...

~~~~~~~~~~~~
Jeśli rozdział się spodobał to proszę o komentarz :)
Ka$ka

niedziela, 2 listopada 2014

36. Noc pełna wrażeń

          Hej :) była długa przerwa, ale co tam, piszcie czy się wam podoba rozdział, do następnego!
Ka$ka :D
~~~~~~~~
          Siedzę na masce mojego samochodu przed szkołą do której jutro muszę pójść by rozpocząć ostatni rok nauki. Wakacje tak szybko minęły. Pobyt w Paryżu był niesamowity. Nigdy go nie zapomnę. Budynek jest pusty, jeszcze. Jutro znowu będzie pełen życia. Nigdy nie zapomnę tych lat spędzonych z przyjaciółmi w tym właśnie budynku. Na parkingu nie ma innego pojazdu, tylko mój. Wsiadam do auta i jadę do domu. Wracam około osiemnastej i zastaje w domu całą rodzinę, co jest na prawdę rzadkie.
-Cześć.- mówię przelotnię idąc do swojego pokoju.
-Keti czekaj!- krzyczy za mną tata. Niechętnie wracam do salonu.
-Gdzie byłaś?-pyta mama.
-W szkole, a raczej przed nią.- odpowiadam.
-Pytam poważnie.
-A ja poważnie odpowiadam.
-Musimy porozmawiać.
-O czym?- pytam zainteresowana.
-O twojej przyszłości.-wybucham śmiechem.
-O czym? O przyszłości? Chyba żartujecie.
-Nie, nie żartujemy, usiądź musimy pogadać.
-Nie, nie będę o tym rozmawiać, bo jeszcze mam na to czas, a teraz sorry, ale muszę iść się przygotować na imprezę.
           Wyszłam z pokoju i poszłam do siebie. Zamknęłam drzwi i otworzyłam szafę. Stanęłam przed poważnym pytaniem, co mam założyć na imprezę na pożegnanie lata? W końcu zdecydowałam się na krótką, rozkloszowaną sukienkę o koronkowych plecach i bez rękawów. Do tego ostry makijaż, rozpuszczone włosy i szpilki. Spojrzałam w lustro i zachwycona z siebie wyszłam z pokoju.
-Chcesz tak wyjść?- zapytała mama mierząc mnie tym swoim wzrokiem.
-Owszem.-odpowiadam ze stoickim spokojem.
-Niby gdzie?
-Na imprezę.
-Nie pozwalam.
-Dlaczego? Przecież za miesiąc kończę osiemnaście lat.
-To nie znaczy że jesteś dorosła.
-Puść ją.-wtrąca się tata.
-Zwariowałeś?-krzyczy mama na niego.
-Niech idzie.
           I wychodzę, a za sobą słyszę już jak się kłócą. Tata ma prze ze mnie kłopoty, ups. Chociaż raz ma je ktoś inny. Impreza jest tylko kilka domów od mojego, więc spokojnie pokonuję drogę pieszo. Gdy zachodzę impreza już jest na całego. Gdy tylko pokonuję drzwi domu, od razu dostaję do ręki piwo. Zaraz potem jestem na parkiecie i tańczę z rożnymi ludźmi. Jakąś godzinę po tym, siedzę w domku na drzewie na podwórku gościa, który zorganizował całą tą imprezę. W ręku mam oczywiście piwo, które już zresztą kończę. To chyba trzecie. Naglę słyszę kroki, co jest dziwne przy tak głośniej muzyce. Odwracam się i widzę, że jakiś koleś do mnie podchodzi.
-O, przepraszam, nie iwedziałem, że ktoś tu jest.- mówi zakłopotany.
-Nie no co ty, miejsca wystarczy dla nas oboje.
            Chłopak siada obok i okazuje się, że ma ze sobą butelkę wódki, którą pijemy razem w milczeniu.

***

            Budzę się w swoim łóżku. Nic nie pamiętam z ostatniej nocy, pewnie była pełna wrażeń. . Wyłączam budzik i sprawdzam godzinę, okazuje się że jest siódma! Po co ustawiłam budzik na tak wczesną porę? Za chwilę sobie przypominam, że dzisiaj pierwszy września, pierwszy dzień szkoły. Wstaję i biegnę jak z procy do łazienki pod prysznic, po jakiś 15 minutach wychodzę i szybko do kuchni po jakieś proszki na ból głowy. Ubieram się w czarną sukienkę i czarne buty na obcasie, biorę telefon i kluczę. Po drodze jeszcze zbieram kanapkę z talerza, które właśnie robi mama.
-Pa mamo.-krzyczę do niej i wychodzę.
           Parkuję swójj samochód na parking, wychodzę z niego i zamykam. Idę do szkoły z torbą na ramię w której spoczywają między innym książki. Nasza szkoła nie bawi się w jakieś głupie rozpoczęcie roku i dzień wolny. zamiast tego mamy apel, a później już zaczynamy lekcje, które mamy mieć przez najbliższe dziesięć miesięcy. Gdy siedzę na apelu, na którym dyrektor wita wszystkich uczniów w nowym roku szkolnym i bla bla bla, przypominam sobie te wakacje i w myślach robię coś w stylu podsumowania ich. Nagle rozbrzmiewa dzwonek i wszyscy uczniowie wychodzą z wielkiej sali i idą do swoich klas na lekcje. Ja również. Po drodze przechodzę obok sekretariatu szkoły i widzę osobę, która stoi odwrócona do mnie tyłem, ale wydaje mi się, że go znam. Nagle chłopak się odwraca i widzę...

środa, 8 października 2014

35.Powrót do..... do czego?


 Nowa notka, mam nadzieję, że fajna. Czekam na komentarze :) paa :*
Ka$ka
~~~~~~~~~~

          Obudziłam się w całkiem dobrym humorze. Minęło kilka dni od rozmowy z Paulem. Okazał się całkiem fajnym chłopakiem. Ale dość o nim. Paryż jest wspaniały. Mogłabym spędzić tutaj całe życie, ale niestety. Moje miejsce jest w Londynie. Czas wracać. Wyciągnęłam walizkę, zaraz po śniadaniu i zaczęłam pakować ubrania. Po jakiś 30 minutach upadłam na łózko spakowana. O 11 mieliśmy lot do Londynu, do domu.

           Wysiedliśmy z naszego samochodu pod domem. Weszłam do domu, a później do pokoju. Znałam ten pokój bardzo dobrze. Włączyłam telefon po locie i odczytałam wiadomości. Był sms od Alexa. Pisał, że nie może beze mnie żyć i tęskni za mną. Cóż, ja nie tęsknię, nie można mieć wszystkiego.

 
dwa tygodnie później


           Wakacje spędzałam na nudzeniu się, leżeniem godzinami przed telewizorem i czytaniu książek. Mijały kolejne dni, a ja robiłam to co kocham. Alex wcale nie odpuścił. Cały czas pisze do mnie.
Po tygodniu nie robienia nic, poszłam do swojego pokoju i zobaczyłam gitarę. Wzięłam ją do ręki i usiadłam na parapecie. Zaczęłam grać piosenkę, którą nauczył mnie dawno temu dziadek, jeszcze gdy byłam mała. Nie grałam jej od śmierci dziadka. Dziadek umarł 7 lat temu. O dziwo znałam chwyty do tej piosenki. Mimo upływu lat, ja potrafiłam ją zagrać. Trwała jakieś 3 minuty. Po odegraniu piosenki znów wkroczyła pustka w moje życie. Patrzyłam za okno w nadziei, że zobaczę tam to co chcę zobaczyć. Okazało się, że już jest późno i właśnie oglądam zachód słońca. 





          Z rozmyślań wyrwał mnie sygnał sms'a. Odłożyłam instrument i odczytałam wiadomość. Była od Alexa. Odkąd wróciłam z Paryża, wydzwania i wypisuje do mnie kilkanaście razy dziennie. Mam już tego pomału dość. Chyba będę musiała się z nim spotkać i wytłumaczyć, że nic nie zdziała. Gdy pisałam wiadomość o spotkaniu, zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. W wejściu stał nie kto inny jak Alex we własnej osobie. Byłam troszkę zdziwiona i troszkę przestraszona.
-Cześć.-powiedział-Przepraszam, że tu przyszedłem, ale po prostu musiałem.
-Właśnie pisałam wiadomość, do ciebie, żebyśmy się spotkali.- zaświeciły mu się oczy z nadzieją.-Spoko, nie na randkę. Musimy pogadać.
-Ostatnio, jak powiedziałaś ,,musimy pogadać” skończyło się na tym, że zostałem singlem. Zapytaj o to samo innymi słowami, dobrze?
-Jaja sobie robisz?
-Proszę.-odpowiedział błagalnie.
-Może byśmy zamienili kilka słów? Może być?
-Tak.
           Usiedliśmy na schodach przed domem. Alex jest ładny, owszem z tym się zgodzę, ale już mi się nie podoba. Siedzi, opierając łokcie na kolanach, lecz głowę ma przechyloną tak, by mógł na mnie patrzeć. Widzę ile bólu mieści się w jego niebieskich oczach. Jego oczy, przypominają mi Paula. Keti skup się! Krzyczę na samą siebie w duchu.
-Keti posłuchaj...-zaczyna mimo zaciśniętego gardła.
-Nie Alex, ty posłuchaj. Przestań do mnie pisać i dzwonić. Między nami wszystko skończone. Wiem, że to ci prawdopodobnie zniszczy życie i przestaniesz wierzyć w kobiety, ale muszę to powiedzieć. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nic więcej.
           Wstałam i odeszłam, mimo widoku łzy spływającej po jego policzku, mimo bólu w jego oczach, mimo widoku jak bardzo mnie kocha, odeszłam. Prawdopodobnie to był największy błąd mojego życia, ale odeszłam. Weszłam do domu i zamknęła drzwi. Osunęłam się po nich. Alex tam został. Wiedziałam o tym, że został i prawdopodobnie załamany, nie może się pozbierać po tym co mu powiedziałam, ale musiałam. Przecież on już mi się nie podoba, już go nie kocham, a przynajmniej tak uważam.
           Usłyszałam kroki. Alex odchodzi, z mojego domu i mojego życia. Pewnie mnie nie na widzi. Nie dziwię mu się. Też bym się nienawidziła.
  

wtorek, 30 września 2014

34.Me desculpe, eu não entendo.

         Hej :) tu ja :p wpadam z nowym rozdziałem :D Mam nadzieję, że się cieszycie. Olga i w końcu się odczekałaś :D Zapraszam do komentowania i czytania :* buziaki 
Ka$ka
~~~~~~~~~~


           Kurdę, podszedł do mnie. Co teraz?
-Cześć? Jestem Paul.-Pierwsze co mi wpadło do głowy, to zbycie chłopaka. Powiedziałam:
-Me desculpe, eu não entendo.-co znaczy po angielsku:,,Przepraszam, nie rozumiem.”
           No co według was miałam zrobić? Dopiero co miałam jakiś dziwny realistyczny sen, a później zerwałam z chłopakiem, nie mogłam się teraz z kimś zaprzyjaźnić, a szczególnie z osobnikiem płci męskiej. Jak dobrze, że uczę się portugalskiego.
           Odszedł ze smutną miną i usiadł na tej samej ławce co przed chwilą. Po jakiś może dziesięciu minutach, spojrzałam na telefon i postanowiłam, że wrócę do hotelu. Gdy odchodziłam, zauważyłam, że nieznajomy Paul odprowadza mnie wzrokiem. Po drodze do hotelu wpadłam jeszcze do kilku sklepów z ubraniami i kawiarenki po gorącą czekoladę, od której jestem niemal uzależniona. Gdy byłam już w drzwiach do hotelu, spojrzałam jeszcze raz na wierzę i wtedy zobaczyłam Paula na drodze, którą dopiero szłam. Ogarnęło mnie...co? Strach? Przerażenie? A może radość i fascynacja? Zastanawiając się nad tym weszłam do hotelu, udając, że go nie zauważyłam.
           Wpadłam do swojego pokoju i padam na łózko z uśmiechem na twarzy. Dlaczego, do cholery się uśmiecham? Przecież nic takiego się nie stało, przecież właśnie zbyłam cholernie przystojnego chłopaka! Powinnam płakać, a nie się uśmiechać! Ale tak jakoś nie mogę przestać.
           W końcu siadam i idę na obiad do jadalni. Znajduję rodziców i rodzeństwo przy stoliku i dołączam się do nich.
-I jak było na spacerze?-pyta tata.
-Bardzo fajnie. Strasznie tu ładnie.-opowiedziałam uśmiechając się.
-Po obiedzie może pójdziemy całą rodziną na miasto?-zapytała mama.
-Jasne.-opowiedział mój starszy brat.
           W tym właśnie momencie się wyłączyłam. Nie słuchałam o czym mówi przy stole moja rodzina. Myślałam tylko o przystojnym, nieznajomym Paulu. Boże, co ja sobie wyobrażałam! Aż zaśmiałam się na głos, a rodzice i bracia popatrzyli na mnie jak na wariatkę.
-Przepraszam, przypomniało mi się coś.- wiedziałam, że zrozumieli bo wrócili do przerwanych rozmów, a ja mogłam znów bujać w obłokach i rozmyślać o nieznajomym.


           Wieczorem usiadłam na swoim wielkim łóżku i otworzyłam swój pamiętnik, napisałam kilka zdań. Oczywiście nie pomijając spotykania z Paulem. Następnie zamknęłam go, włożyłam do torebki i poszłam spać. Już po kilku minutach odpłynęłam w sen, który był o niezwykle przystojnym szatynie.

Kilka dni później

           Powitałam nowy dzień, gdy słońce wpadające przez okno, oślepiło mnie. Poleżałam chwilę w łóżku, a potem niechętnie z niego wyszłam. Udałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam letnią zwiewną niebieską sukienkę. Umalowałam twarz, zabrałam torebkę i wyszłam w pokoju, zamykając go na klucz.
           Dzisiaj postanowiłam pochodzić po sklepach. Tylko i włącznie. W sumie to nie miałam nic innego do roboty. W końcu jestem na wakacjach. Mam czas na odpoczynek i na nic więcej.
           Wchodziłam do kolejnego już sklepu z ubraniami gdy go zobaczyłam. Nieznajomy Paul był w sklepie i kierował wzrok centralnie na mnie. Wyglądało to tak jakby wiedział, że akurat wtedy tam wejdę. Nie, to przecież nie możliwe, pomyślałam. Wyszłam czym prędzej ze sklepu i ruszyłam do pobliskiej kawiarenki. Niechętnie oglądnęłam się za siebie. Szedł za mną. Udając, że się tym nie przejmuję, usidłam przy stoliku w kawiarence. Gdy podszedł do mnie kelner zamówiłam gorącą czekoladę. Zobaczyłam, że usiadł kilka stolików przed moim, tak, że mógł mnie obserwować. Również coś zamówił. Otworzyłam torebkę i wyciągnęłam książkę. Zaczęłam czytać. Jednak nie mogłam się skupić, ponieważ cały czas myślałam o tym człowieku. Kim on jest? Czego ode mnie chce? Dlaczego mnie śledzi?
           Wstałam i ruszyłam w stronę wierzy Eiffla. Usiadłam na tej samej ławce, co kilka dni temu. On również, usiadł na tej co wtedy, gdy byliśmy tu ostatnio Siedziałam tam kilka minut, czułam, że mnie obserwuje. Stwierdziłam, że najlepszą obroną jest atak. Również zaczęłam się na niego gapić. Po jakiś 5 minutach patrzenia na siebie, nie wytrzymałam i wstałam. Poszłam przed siebie. Prosto na niego. Usiadłam na ławce obok i powiedziałam:
-Dobra mam na imię Keti.-zrobił zdziwioną minę i powiedział:
-Me desculpe, eu não entendo.
-Hejjjj.-powiedziałam oskarżycielskim tonem.-To mój tekst. I tak w ogolę to przepraszam za to.
-Nie ma sprawy.-uśmiechnął się.-Jak już mówiłem, mam na imię Paul.-podał mi rękę.
-Jak już mówiłam, Keti.-przyjęłam dłoń. I uśmiechnęliśmy się do siebie.
   

sobota, 20 września 2014

33. Nowe życie

          
 Cóż...była długa przerwa, ale za to teraz wracam z całkiem nowymi pomysłami, dzięki Oldze <3 Rozdział właśnie dla niej :D zapraszam na nowe rozdziały, które będą mam nadzieję ciekawe :)
~~~~~~~~~~~~

          Idę do parku na umówione spotkanie z moim niby chłopakiem Alexem. Widzę go. Czeka na mnie. Waham się czy aby na pewno dobrze robię. Wiem co muszę zrobić. Podchodzę do blondyna, on zauważając mnie odwraca się. Obejmuje mnie i próbuję pocałować w policzek lecz się odsuwam.
-Co jest?-pyta ze zdziwieniem.
-Muszę ci coś powiedzieć.- odpowiadam cofając się o krok, dzięki czemu skutecznie wyrywam się z jego objęć.
-Tak wiem, ja również mam ci coś do powiedzenia.
-Alex słuchaj chyba musisz dać mi czas. To znaczy, w moim życiu ostatnio wydarzyła się pewna sytuacja, która byłą dziwna, ale dała mi do myślenia i... przykro mi, ale musimy zerwać.
-Czyli ty mnie właśnie rzucasz?-zapytał z niepokojem w oczach.
-Muszę. Przepraszam.
-Super. Przychodzę tu, żeby powiedzieć dziewczynie, że moi rodzice się zgadzają na to by jechała z nami na wakacje, a ona mnie rzuca. Piękny dzień.
-Przepraszam. Żegnaj.-mówię, odwracam się i odchodzę, mimo bólu jaki widzę w jego oczach.
           Wracam biegiem do domu. Wpadam za drzwi i zrzucam trampki z nóg, biegnę do pokoju, trzaskam drzwiami i padam na łóżko. Właśnie zerwałam z chłopakiem.

kilka dni później

           Otwieram walizkę. Pakuję ubrania, które biorę na wakacje. Rodzice zabierają nas do Paryża na dwa tygodnie. Dwa tygodnie poza Londynem, czy to nie jest piękne? Biegam po całym domu by spakować wszystkie potrzebne rzeczy na wakacje. Za godzinę mamy wyjeżdżać na lotnisko, a ja jestem zupełnie nie spakowana. Pakowanie zajmuję mi całą godzinę.
-Keti!!! Daj walizkę, musimy jechać!- woła tata, mój kochany tata, który żyje i nic mu nie jest.
-Już idę!!!-odkrzykuję.
           Do mojej torby podręcznej wkładam pamiętnik, piórnik i książkę. Wychodzę przed dom i podaję walizkę tacie. Na swoje siedzenie kładę torbę. Pomagam mamie przynieść z kuchni prowiant na podróż.
           W końcu wszystko gotowe. Wsiadamy do samochodu, zapinamy pasy, tata odpala samochód i ruszamy. Prosto do Paryża.


kilka godzin później


           Siedzę na lotnisku i czytam książkę. Jesteśmy już po odprawie, czekamy na nasz samolot, który ma być za 10 minut. Rozmyślam o Paryżu, mieście zakochanych. Mam nadzieję, że te wakacje będą inne niż wszystkie, że będą niezapomniane.
           Nareszcie jest nasz samolot. Jedziemy autobusem do niego i wchodzimy na pokład. Zajmuję miejsce. Rozsiadam się i zamawiam cole do picia. Otwieram książkę i zanurzam się w jej świat. Odrywam się tylko na chwilkę, gdy startujemy, i gdy jesteśmy nad chmurami. Wyciągam telefon i robię kilka zdjęć przez okno. Lecimy...myślę. I znów oddaje się książce, aż do końca lotu.

           Lądujemy. Zamykam książkę i wkładam do torby. Zakładam ją na ramię i wychodzę z samolotu. Czekam na swoja walizkę przy odbiorze bagaży. Biorę ją i dołączam do rodziny. Wsiadamy do pożyczonego samochodu na czas urlopu i jedziemy do hotelu.
Mam swój pokoju w hotelu. Moi bracia mają swój i rodzice oczywiście też osobny. Jest bajecznie. Nasz hotel jest prawie przy samej wieży Eiffla. Z okna mogę ją podziwiać.        
          Wypakowuję walizkę, by ubrania mi się nie pogniotły. Idę się odświeżyć i przebrać po podróży. Potem z racji, że już późno kładę się do olbrzymiego łóżka z baldachimem i zasypiam.

           Następnego dnia już wyspana i gotowa, by zwiedzić trochę świata, pukam do pokoju rodziców. Otwieram drzwi i mówię:
-Idę zwiedzić Paryż. Mam GPSa i przewodnik, jeśliby się coś działo dzwońcie.
-Dobrze. Tylko uważaj na siebie.-odpowiada mama, a ja wychodzę z ich pokoju.
           Opuszczam hotel i zmierzam w stronę wieży Eiffla. Idę szybkim krokiem, ponieważ nie mogę doczekać się chwili, gdy zobaczę ją z bliska. Kilka minut idę według GPSa i w końcu wkraczam na plac przy wieży. Robię kilka zdjęć telefonem. Od razu stwierdzam, że jestem tu po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni. Siadam na jednej z wielu ławek i patrzę. Nie robię nic innego, tylko patrzę.
           Czuję, że na mnie też ktoś patrzy. Szukam tego kogoś i znajduję. Na ławce naprzeciwko mnie siedzi chłopak mniej więcej w moim wieku. Przygląda mi się. Jest nieziemsko przystojny. Ma brązowe włosy postawione na żelu i bardzo seksowne linie twarzy. Jest ubrany w ciemne dżinsy i koszulę w kratkę. W ciemnych okularach na twarzy i dziwnym pierścieniem na palcu. Nieziemsko przystojny nieznajomy na mnie patrzy, hmm... ciekawe.
            Zauważył, że go obserwuję, ups. Wstaję, o nie. Idzie w moją stronę, a ja się kulę, błagam, niech do mnie nie podchodzi. Jednak moje prośby nie zostają wysłuchane. Chłopak staje przede mną.
  



wtorek, 24 czerwca 2014

32.,,Co to za pojebane miejce?!"

         Obudziłam się. Leżałam w swoim pokoju. Poznałam go od razu, ale coś było nie tak. Wstałam. Rozejrzałam się. Niby wszystko normalne, ale wydaje mi się że coś jest inaczej. Dopiero po kilku minutach zorientowałam się o co chodzi. Na biurku nie było, żadnych pergaminów, piór, gazet. Nic, było idealnie czyste. Zniknął kufer szkolny i błyskawica. Wszystkie książki. Zdjęć na ścianach też nie było. Podeszłam do szafki nocnej po różdżkę. Nie znalazłam jej tam, ani nigdzie indziej. Nie wiedziałam o co chodzi. Mimo to zeszłam na dół, na śniadanie. Po drodze zapukałam do pokoju Draco. Nie było go. Jego rzeczy też. Zdziwiło mnie to. Mimo to zeszłam do kuchni. Przywitała mnie mama.
-Spóźnisz się.-powiedziała robiąc mi kanapki.
-Gdzie?-zapytałam zdziwiona.
-Do szkoły.-odpowiedziała.
-Do jakiej szkoły? Przecież są wakacje.
-Wakacje zaczynają się dopiero za dwa dni.-odpowiedziała mama.
           W pełnym zdziwieniu zjadłam śniadanie. Następnie wzięłam torbę, która jak przypuszczam była do szkoły. Mama mnie zawiozła.
           Szkoła. Był to zwykły, stary, zniszczony budynek. W niczym nie przypominał Hogwartu. Była to zwykła mugolska szkoła.
-Mamo co ja tu mam robić?-zapytałam gdy mama zaparkowała na parkingu.
-Keti, nie gadaj tyle tylko idź bo się spóźnisz.
-Ale przecież to nie jest moja szkoła. Ja mam wakacje!-powiedziałam już bardzo wkurzona.
            Wysiadłam jednak. Miałam nadzieję, że to jakiś żart i zaraz wszyscy moi znajomi wyskoczą i zaczniemy się śmiać, że Harry przyjdzie do mnie i mnie pocałuje,  a Hermiona wszystko wytłumaczy.
            Przeszłam przez główne drzwi do budynku. Znalazłam się w korytarzu pełnym uczniów. Nie wiedziałam co mam robić dalej. Skierowałam się w jakieś cichsze miejsce. Mijałam kolejnych ludzi, których nie znałam, a oni mówili mi ,,cześć". Co to za pojebane miejsce?! myślałam. Znalazłam ,,swoją" klasę. Przyszedł profesor, znaczy nauczyciel. Zajęliśmy miejsca w klasie. Nic z tego nie znałam. Zaczął coś mówić, nie słuchałam go. Byłam zbyt pochłonięta myślami co się dzieje.
-Może Kathryn?-powiedział nauczyciel. (Keti to zdrobnienie od Kathryn.)
-Słucham?-powiedziałam gdy wszyscy zaczęli się na mnie patrzeć.
-Odpowiedz na pytanie.
-Nie znam odpowiedzi.-powiedziałam po chwili.- W zasadzie to nie znam nawet pytania. Nie znam pana, tych wszystkich ludzi, -wskazałam na innych w sali- tej szkoły, tego świata.
-Dobrze się czujesz?-zapytał nauczyciel.
-Nie, nie czuje się dobrze. Nie wiem o co tu chodzi, nie wiem nic, mam dość. -wstałam i wyszłam z sali.

***

-Keti wszytko okay?-zapytała dziewczyna, która podeszła do mnie po dzwonku na przerwę.
-Wszystko okay? Nic nie pamiętam! Nie pamiętam ciebie, szkoły, moich niby znajomych, siebie! Więc nie, nie okay!-krzyknęłam i odeszłam. Wyszłam ze szkoły. Wsiadłam do autobusu. Skasowałam bilet który znalazłam wcześniej w portfelu. Pojechałam do domu. Drzwi były zamknięte, ale klucze były w torbie. Otworzyłam je i weszłam do środka. Poszłam do pokoju. Nic nie wskazywało na to, że jestem czarodziejem i chodzę do Hogwartu. Zaczęłam szukać na łóżku i obok niego różdżki.
-Przecież musi gdzieś tutaj być!-krzyknęłam.
         Zamiast niej znalazłam książkę. Książka nosiła tytuł: ,,Harry Potter i Zakon Feniksa". Całkowicie mnie to zszokowało. 
-Czyli to był tylko sen? Głupi sen, w którym myślę, że jestem czarodziejem?-ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Lubiłam tamto życie. Świat magii. A teraz to wszystko skończone.

***

*na następny dzień*

         Dalej mam cień nadziei na to, że jednak jestem czarodziejem, chociaż wszystko wskazuje, że jednak nie jestem. Coraz bardziej rozumieniem mugoli, to znaczy ludzi. Nie które rzeczy jeszcze mi się mylą. Będę musiała przyzwyczaić się do zwykłego świata, bez czarów, magii, różdżek, czarodziei, Quidditcha, Harrego.... Poprzedniej nocy nie odwiedziłam świata magii w śnie, może ot dobrze, a może całkiem beznadziejnie. Życie Kathryn Otson jest strasznie nudne z tego co mi wiadomo. Nie ma w nim nic godnego uwagi. jestem odważna, ale mam mało sytuacji do okazania tej cechy.
         Dobra koniec tych przemyśleń. Właśnie doszłam do pieprzonej szkoły.
-Jak tam Keti?-zapytał wysoki blondyn o niebieskich oczach. Był ładny.
-Znamy się w ogóle?-zapytałam.
-Nie żartuj.
-Nie żartuję, pytam.
-Przecież jestem twoim chłopakiem.-powiedział, a mnie zamurowało.
-W takim razie musimy pogadać.
-Jasne, może po szkole u mnie?
-Nie, po szkole, ale w parku. Muszę ci coś ważnego powiedzieć.
-Ja też.
        I odeszli na lekcję.

***

        Keti weszła na nową drogę, długą i trudną. Czy poradzi sobie z problemami nowego życia? Czy da radę przetrwać bez magii w zwykłym świecie? Czytajcie, a się dowiecie.



~~~~~~~~
wiem, że krótki i to jeszcze po takiej przerwie. Przepraszam, obiecuję się poprawić po wakacjach. A właśnie, jak spędzacie wakacje? Niestety Keti skończyła swoje życie czarodziejki, mam nadzieję, że dalej będziecie czytać mojego bloga i nie znienawidzicie mnie za to :) miłych wakacji :)
keti

czwartek, 8 maja 2014

31.Wszytko jest inne.

 Cześć wiem, że rozdział trochę późno, sorki. W dodatku jest mega krótki, ale moja wena sobie zrobiła wcześniejsze wakacje :p zapraszam do czytania i komentowania :)
Ka$ka
 ~~~~~~~~~~
 moja ulubiona muzyczka :)
 Obudziłam się. Spojrzałam na zegarek, jest ok.10. Walnęłam się w twarz, bym choć trochę oprzytomniała i podniosłam się z łóżka. Podreptałam do łazienki. Wzięłam prysznic. Wyjrzałam za okno w celu sprawdzenia pogody, nie było zbyt ciepło, więc ubrałam jeansy, podkoszulek i bluzę dresową na zimne dni. Zeszłam do kuchni, tak jak w tamtym roku wszyscy siedzieli przy stole jedząc śniadanie. Nie wszyscy, nie ma taty.
-Cześć wszystkim.-powiedziałam siadając przy stole.
-Dzień dobry córeczko.-odpowiedziała mama.
-Cześć siostrzyczko.-powiedział mój młodszy brat.
               Jedliśmy śniadanie, gdy przez otwarte okno wpadła Neropa z listem w dziobie. Wzięłam od niej list, a ona wyleciała z pokoju. Otworzyłam wiadomość i przeczytałam. List był od Harrego z wiadomością, że tęskni i że Dursleyowie tym razem nie zabrali mu niczego związanego z magią.
-Od kogo?-zapytał Peter.
-Nie denerwuje was to, że przyniosła go sowa?-zapytałam zdziwiona.
-Nie.-odpowiedziała mama.-Powiesz nam od kogo?
-Od mojego chłopaka.-oświadczyłam.
-Masz chłopaka?-zapytał Michael.
-Tak.
-Widziałem go, niezły gość.-powiedział Peter.
-Jak ma na imię?-zapytała mama.
-Harry.-odpowiedziałam cały czas zdziwiona.
-Może zaprosisz go na trochę do nas?-zaproponowała.
-Nie no nie wierzę. Dowiadujesz się, że mam chłopaka, zapraszasz go do siebie na wakacje, w ogolę go nie znając. Kim ty jesteś i co zrobiłaś z moją mamą?
-Przejrzałam na oczy. Ale na prawdę go zaproś, niech przyjedzie z rodzicami.
-On nie ma rodziców.
-Dlaczego?
-Jego rodzice zginęli, bo zabił ich potężny czarnoksiężnik, zginęli za niego. Oni też byli czarodziejami, tak jak ja. I tata. Harry mając rok w jakiś sposób odbił zaklęcie uśmiercające czego nikt nigdy nie dokonał. I teraz mieszka z wujostwem, z mugolami, a Voldemort chce go co roku zabić. Ja jak zwykle zawsze go ratuję, chociaż w tym roku to on uratował mnie.
-Uratował cię?-zapytał mama, zupełnie przerażona.-Co się stało?
-Tata powiedział mi że mam o coś spytać Dumbleodra, więc chciałam do niego iść, a Malfoy, no wiecie ten co był tu przez wakacje, zaprowadził mnie do Ministerstwa i tam był Voldemort. Chciał mnie zabić, ale ja się poddałam, bo stwierdziłam że tylko tak dam radę ,,kupić" Harremu trochę czasu na ucieczkę. Ale Harry wcale nie miał zamiaru uciekać, odnalazł mnie i uratował. W tej bitwie straciłam przyjaciela. Syriusz był chrzestnym Harrego, a ja muszę go pomścić, obiecałam to Syriuszowi, Voldemortowi, Harremu. Obiecałam to sobie.
-Nie ma mowy, zabiją cię.
-Może, ale najpierw ja zabiję jego. Zrozumcie, to nie jest wasz świat, w którym jest spokój i nikt się nie musi o nic martwić. Mój świat, świat magii jest w strasznym niebezpieczeństwie, a ja mam zamiar pomóc mu odzyskać bezpieczeństwo. Jeśli trzeba będzie, umrę, ale umrę za coś w co wierzę.
-Zawsze byłaś buntowniczką i przywódcą. Uważaj na siebie kiedy będziesz zbawiać świat.-powiedziała mama.
-Dzięki.-odpowiedziałam po czym zjedliśmy wspólnie śniadanie.

***

             Mieszkaliśmy nie daleko plaży, wręcz przy niej. Uwielbiam morzę i plaże. Po południu wybrałam się na mokry piasek. O dziwo była pusta, pewnie dlatego, że było dość zimno jak na lipiec. Usiadłam blisko linii brzegowej, jednak tak, alby fale mnie nie zmoczyły. Wiatr zwiewał moje włosy do tyłu, a ja tylko patrzyłam na horyzont, zastanawiając się czy to właśnie tak musiało być. 


Uwielbiam myśleć, patrząc na wodę. W Hogwarcie często wybieram się nad jezioro. Tutaj wszystko wydaje się inne, spokojne. A może dlatego, że niebieski mnie uspokaja, a woda jest niebieska? Tego nie wiem. Ale wiem jedno: Teraz nic nie będzie tak jak dawniej. Wszytko się zmieni. Jeszcze nigdy nie martwiłam się tak o jutro. O to czy przeżyję, czy przeżyją Harry, Ron, Hermiona. Czemu wszytko jest takie trudne? Dlaczego ktoś nie może mi po prostu pokazać drogi, tak jak wtedy gdy miałam 4 lata?
-Bo wtedy wszystko byłoby za łatwe.
          Przecież plaża jest pusta. Przynajmniej była minutę temu. Odwróciłam się by spojrzeć, kto to, wiedziałam jedno, to nie mugol, bo mugole nie potrafią czytać w myślach.
-Cześć.-powiedział nieznajomy gdy się odwróciłam.
-MALFOY!!! TY PIEPRZONY SUKINSYNIE!!! JAK MOGŁEŚ MI TO ZROBIĆ???!!! NIE NA WIDZĘ CIĘ!!!-byłam wściekła, co on sobie wyobrażał? Krzyczałam tak, że chyba słyszeli mnie w domu do którego było 4 minut spacerkiem. Podbiegłam do niego i waliłam go pięściami w klatkę piersiową, ponieważ był ode mnie wyższy. On jednak chwycił mnie za nadgarstki i trzymał mocno, uspokajając mnie.
-Keti proszę uspokój się.-powiedział łagodnie.
-Masz czelność jeszcze o coś mnie prosić?!-krzyknęłam.
-Masz prawo być zła.-mówił bardzo łagodnie i spokojnie, w przeciwieństwie do mnie.
-Zła? Ja jestem wściekła!!! Powiedziałeś, że zabierasz mnie do Dumbledora, a tak na prawdę zabrałeś mnie do Voldemorta, na pewną śmierć. Potem znikasz bez śladu i nawet nie mam jak cię za to zabić!!!
-Przecież żyjesz, a ja wróciłem.
-Wróciłeś? Po co? Znowu chcesz mi spieprzyć życie? Odwal się ode mnie raz na zawsze! Masz szczęście, że nie wolno używać mi magii w wakacje!
-Keti przyszedłem tu by cię przeprosić i opowiedzieć jak to wyglądało z mojego punktu widzenia i jaki miałem plan. Zresztą oboje wiemy że zakaz używania magii by cię nie powstrzymał, gdybyś tylko zechciała zrobić mi krzywdę.
-Pieprz się ze swoim punktem widzenia, nie na widzę cię, rozumiesz?!
-Masz prawo, ale posłuchaj mnie.
-Nie!
-KETI!-krzyknął.-Proszę cię tylko o wysłuchanie. Potem możesz mnie pobić, zniszczyć, zabić. Zrobisz co będziesz chciała i tak nie mam po co żyć, jeżeli mnie nie na widzisz.
-Proszę cię, tylko mi znowu nie wyskakuj z tą twoją miłością do mnie!-puścił mnie
-Posłuchaj. Dostałem zadanie by cię sprowadzić do Ministerstwa, do Voldemorta, ale to była tylko cześć tego zadania. Druga część była taka, że miałem cię tam zabić, na oczach wszystkich. Nie mogłem tego zrobić. Nie chciałem tego zrobić. Dlatego skontaktowałem się z Dumbledorem. On powiadomił Zakon. Wiedział, że poradzisz sobie, jednak nie przewidział tego że się poddasz. Gdy zobaczyłem jak oddajesz różdżkę, przeraziło mnie świadomość, że jesteś bezbronna, a ja nie mogę ci pomóc. Później zaczęła się walka, nie wiem czy widziałaś, ale walczyłem z wami, przeciw śmierciożercom. Gdy mój ojciec to dostrzegł, zabrał mnie stamtąd. Teleportowaliśmy się do mojego domu. Od razu oberwałem Cruciatusem. Po zakończeniu bitwy, do mojego domu przybyli inni. Nawet nie wiesz jakimi zaklęciami obrywałem. Chciałem wrócić do szkoły, tylko dlatego, żeby się od nich uwolnić. Niestety nie dałem rady. Mój stan fizyczny był okropny. Miałem złamane dwa żebra, pękniętą kość w lewej ręce, chyba wstrząs mózgu i dużo więcej. Dla mnie to nie był łatwy czas. Przez całe 3 dni leżałem na podłodze w pokoju w którym mnie zostawili, po dawce zaklęć i tortur. Bez jedzenia, wody, środków przeciwbólowych. Chciałem uciec jak najszybciej, jednak po pierwsze nie mogłem się ruszać, a po drugie nie miałem różdżki. 
-A teleportacja?-zapytałam.
-Nie było szans. Leżałem w piwnicy w moim domu. Ona jest wykorzystywana do trzymania więźniów, ma bardzo dobrze zabezpieczenia magiczne.
-Kurde, nie wiedziałam, że było tak źle.
-Wczoraj uciekłem, udało mi się odzyskać różdżkę jakimś cudem. W domu było mało osób, musiałem zatrzymać tylko swoich rodziców, ciotkę i Snapa.Tyle, że teraz nie mam gdzie mieszkać.
-Jak chcesz to możesz się kilka dni u mnie zatrzymać.
-Nie mogę, już i tak za dużo namieszałem w twoim życiu.
-To gdzie pójdziesz? Pod most? Nie pozwolę. Chodź.
           Poszliśmy do mojego domu. Peter gdy tylko zobaczył Draco do razu się na niego rzucił, ale przerwałam to i wytłumaczyłam mu tak jak Draco wytłumaczył mi, co się na prawdę stało.

środa, 26 marca 2014

30.Czas wracać.

mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba, jest dość długi i przepraszma za długa przerwę. Więc Keti skończyła piątą klasę. Nie wiem czy będę prowadzić jeszcze tego bloga. To zależy od was!!!! Komentujcie, papa
keti 
~~~~~~~~
   Obudziłam się, lecz nie otworzyłam oczu. Słyszałam wszystko wokół siebie. Głosy rozmawiających ludzi, śpiew ptaków, szum drzew, śmiechy dzieci. Gdzie ja właściwie jestem? Co się ze mną stało? Umarłam? Jestem już w niebie? Przecież na nie nie zasługuję. Leżałam tak kilka minut zastanawiając się gdzie jestem, bo zwyczajnie brakowało mi odwagi by otworzyć oczy i po prostu sprawdzić. Najpierw chciałam wykorzystać do tego inne swoje zmysły. Leżałam na czymś miękkim, ale czułam wyraźnie swoje ciało. Boli mnie głowa i lewa ręka. Czy w niebie, po śmierci może coś boleć? Z tego co wiem, nie może, więc gdzie ja jestem? W końcu zdobyłam się na odwagę i otworzyłam oczy. Najpierw oślepiła mnie jasność. To lampy, czy słońce? Słońce wpadające przez wysokie duże okna, stwierdziłam. Leżę na łóżku w komnacie gdzie jest ich kilkanaście. Dalej nie wiem gdzie jestem. Myśl, mówiłam sobie. Co się ostatnio wydarzyło? Walczyłam z Voldemortem w Ministerstwie. Potem on uciekł. Więc czemu jestem teraz w tej dziwnej komnacie?
-O widzę, że się pani obudziła, panno Otson.-podeszła do mnie kobieta w białej szacie.
-Kim pani jest? Gdzie ja jestem? Co się stało?-pytania wylewały się z moich ust.
-Spokojnie. Jest pani w skrzydle szpitalnym, w Hogwarcie.
-Dlaczego?
-Nie ja mam o tym z panią rozmawiać, ale spokojnie nic pani nie jest.
           Spróbowałam wstać, albo chociaż usiąść. Bolała mnie głowa, ale dałam radę, usiadłam.
-Jak długo spałam?-zapytałam.
-6 dni.-odpowiedziała pielęgniarka.
-Boże... Czy mogę już iść?
-Profesor Dumbledore kazał mi panią wypuścić jak tylko się pani obudzi, ale proszę przyjść tutaj jutro po śniadaniu.
-Która jest godzina?
-Dochodzi południe.
-Dziękuję.
-Panna Granger przyniosła pani ubranie i prosiła by pani je włożyła.
             Dopiero teraz zorientowała się że mam na sobie piżamę.
-Dziękuję pani bardzo.
-Nie ma za co.
            Pielęgniarka odeszła do swojego gabinetu, a ja zabrałam swoje rzeczy i poszłam do łazienki. Byłam sama w skrzydle szpitalnym, wszyscy uczniowie siedzieli na dworze. Weszłam do komnaty zamknęła za sobą drzwi i wiełam prysznic. Potem wysuszyłam włosy, umyłam zęby i pomalowałam się tak jak zawsze. O dziwo wszystko było w kosmetyczce, suszarka do włosów, szczoteczka, żel pod prysznic, szampon, kredka do oczu, tusz do rzęs i błyszczyk. Pewnie Hermiona o to zadbała. Spojrzałam na kupkę ciuchów, którą przyniosła mi Hermiona. Były tam moje własne ubrania. Moje ulubione ciuchy: niebieskie rurki, biała bluzka z krótkim rękawem, szare trampki oraz dziwne pudełeczko. Założyłam ubrania i otworzyłam pudełko, była tam bransoletka z wygrawerowanym napisem:,, Thank you”. Nie miałam pojęcia od kogo to i dlaczego akurat jest tak napisane ,,Dziękuję”? No nic, pomyślałam i założyłam na lewą rękę. Wyszłam z komnaty i spojrzałam na szafkę przy łóżku, szukając różdżki.
-A no tak, nie mam różdżki, przecież dobrowolnie ją oddałam.-pomyślałam.-No trudno.
                Ale pod stertą słodyczy było jeszcze jedno pudełko. Tym razem prostokątne i długie. Otworzyłam, a tam była całkiem nowa, piękna różdżka i kartka z dopiskiem: Słyszałam, że straciła pani różdżkę w wojnie z Sama-Wiesz-Kim. Mam nadzieję, że się pani spodoba ta. To prezent ode mnie w ramach podziękowania. Był tam nawet podpis ,,Olivader”. Nic mnie już chyba nie zdziwi. Wyszłam w końcu na korytarz. Udałam się korytarzami w górę, do pokoju wspólnego. Dziwne było to że Gruba Dama nie pytała mnie o hasło, tylko tak zwyczajnie wpuściła. Gdy usłyszeli, że ktoś wchodzi do salonu, od razu wszyscy odwrócili głowy w moim kierunku. Zaczęły się przywitania i wiwaty. Cały Griffindor już wiedział co się wydarzyło w Ministerstwie, ale trochę historię przekręcili. Poczułam się tak jak w październiku gdy wróciłam do szkoły po przedłużonych wakacjach. W końcu doszedł do mnie Harry, który był w dormitorjum, ale usłyszał hałasy i szybko zbiegł na dół. Widać był, że jest szczęśliwy z tego, ze jestem. Po tym jak uwierzył, że to naprawdę ja i mnie puścił , powiedział:
-Myślałem, że już nigdy się nie obudzisz.
-No trochę to potrwało.-zaśmialiśmy się.
-Jak się czujesz?
-Jest prawie okey.-odpowiedziałam.
-Prawie?-spojrzał na mnie podejrzliwie.
-No nie patrz tak na mnie, w końcu 6 dni leżałam, muszę się znowu przyzwyczaić do nie których rzeczy.
-Ładnie wyglądasz.
-A pro-po, gdzie Hermiona?
-W dormitorjum.
-To ja lecę, muszę się z nią spotkać.
-Nie ma mowy. Dzisiaj jesteś moja.-zdziwiłam się.
-To znaczy?
-Idziemy na piknik.
-Harry...
-Nie na odmowy!-zagroził przerywając mi.
-Ale...
-Proszę Keti. Nie rozmawiałem z tobą od 6 dni.
-No dobrze. Chociaż mi wszystko opowiesz.
             Ruszyliśmy na plażę. Była taka jak zawsze. Piękna. Harry rozłożył koc na piasku i usiadłam, a Harry położył mi głowę na kolanach. 


-No to opowiadaj.-powiedziałam.
-O czym?
-O wojnie.
-Właśnie, zapomniałem, miałaś dostać za to ochrzan. Jak mogłaś mnie zostawić?
-Przecież mówiłam, że wrócę.
-Dobrze, że w porę zdążyliśmy. Snape doniósł nam co się święcie i zaraz tam ruszyliśmy. Jeszcze trochę i by cię tu nie było i to na twoim pogrzebie musiałbym być.
-Zaraz, kto zginął?
-Nie pamiętasz? Obiecałaś Voldemortowi, że go zabijesz., dla Syriusza.
-Syriusza? Chyba on nie....
-Tak. Syriusz nie żyję.-przerwał mi, a ja wybuchłam płaczem.
-To moja wina.
-Nie! Nie wolno ci tam myśleć! To nie jest twoja wina, tylko moja. To mnie chciał Voldemort, a dostał jego.-nastała cisza, której żadne z nas nie chciało przerywać, ale w końcu zdecydowałam się ją przerwać
-A Malfoy? Co z nim?
-Nigdy o nim nie zapomnisz, prawda?-zapytał Harry smutny.
-Wiesz, Draco był moim przyjacielem.
-Który cię zdradził.
-Był zastraszany.
-To go nie usprawiedliwia.
-Może go nie usprawiedliwia, ale mi daje dużo do myślenia.
-Kochał cię wiesz?
-Co?
-Kochał cię.
-Co to znaczy kochał? Przecież on żyje.
-Nie wiem czy żyje. Nie widziałem go od wojny. Nie wykonał zadania Voldemorta. Tak naprawdę, jego zadaniem było zabić ciebie na oczach wszystkich. Moich, jego, śmierciorzerców i bliskich ci osób. Nie zrobił tego, bo cie kochał. Nie wiem czy żyje. Mógł zostać ukarany.
-To nie możliwe. Nie szukałeś go? Dumbledore? Snape?
-Wcale nie chciałem go szukać. To on cię w to wszystko wplątał. Lepiej jest, że go nie ma.
-Lepiej? Dla kogo lepiej? Może dla ciebie.-wstałam i odeszłam.
-Keti proszę....-mówił Harry, ale nic sobie z tego nie robiłam.
             Odeszłam tak po prostu z tam tąd odeszłam. Myśl, że nigdy już nie porozmawiam z Syriuszem, że Draco może nie żyć, że może go już nie być, mnie przerażała. Jeszcze tydzień do wakacji. Wrócę o domu jak zawsze. Wrócę tam gdzie nie ma, magii, problemów, przeszkód, ale tez nie ma tam taty. Już nie ma. Tata! No przecież muszę lecieć do Dumbledora! Szybko pobiegłam do gabinetu. Weszłam bez pukania.
-Witaj Keti. Spodziewałem się tu ciebie.
-Dzień dobry, panie profesorze. Chciałam zapytać, to znaczy, tata przekazał mi, że od pana się czegoś dowiem, o.... o nim.
-Słyszałem, że twój tata nie żyje. Przykro mi. Tak znałem Josha. Byliśmy przyjaciółmi, jeszcze w szkole. Twój tata i ja chodziliśmy do Hogwartu. On był czarodziejem, tak jak ty. Był niesamowity. Co on wyprawiał różdżką! Tak zdolnego czarodzieja nie widziałem dopóki nie poznałem ciebie. Od razu wiedziałem, że jesteś jego córką. Odziedziczyłaś po nim nie tylko talent do czarów, ale również do quidditcha, twój tata tez grał, był świetny. Przekazał ci również talent do pakowania się w kłopoty. Josh był gorszy nawet o James'a Pottera i Syriusza Blacka, albo od bliźniaków Weasley. I to, że dobraliście się z Harrym to naprawdę nie jest przypadek, zrobicie wielkie rzeczy. Wracając do Syriusza, nie wiń się za niego. Przykro mi, że umarł.
-Tak mi też. Mogę chociaż wiedzieć, gdzie jest pochowany?
-Tu w Hogwarcie. Na wyspie na jeziorze. Harry cie tam zabierze, jutro.
-Dziękuję, za te wszystkie informację. Jedno pytanie.
-Tak?
-Dlaczego tata chował przede mną, że jest czarodziejem? Dlaczego nie użył magii w domu?
-Zrobił to dla twojej mamy i dla was.
-Myślałam, że tego nie da się ,,wyrzec”.
-Jeśli się bardzo chce to się da. On was bardzo kochał.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.
             Wyszłam. Znów nie wiedziałam co robić. Znów miałam mętlik w głowie. Po raz kolejny nie wiedziałam, co dalej, co mam teraz robić, co będzie później. Zwyczajnie poszłam do Pokoju Życzeń, by tam pomyśleć. O tacie, o Syriuszu, O Harrym, o życiu.


             Odwróciłam się w stronę zamku. Wyjeżdżamy, koniec roku szkolnego. Jadę na wakacje. Jadę do miejsca które kiedyś nazywałam dom, a teraz jet dla mnie jak ośrodek wczasowy. Bez taty on nie ma sensu. Wsiedliśmy do pociągu. Jak zwykle siedziałam z Harrym, Ronem i Hermioną. Draco nie widziałam od wojny. Gryffindor wygrał puchar domów,chociaż był na ostatnim miejscu. Dumbledor dodał nam punkty za wojnę. I wygraliśmy. Harry znów może grac w Quidditcha. Stare zasady przywrócono, a te nowe obalono raz na zawsze. Dumbledore znów jest na stanowisku. Wszytko wróciło do normy. No prawie wszystko. Voldemort uciekł, i nikt nie wie, gdzie jest. Ukrywa się. Ale spokojnie, znajdę go. Prędzej czy później, ale znajdę. Okolica była coraz bardziej zamieszkała, co oznaczało, że zbliżamy się do Londynu, do końca tego roku, a do początku wakacji, początku nowego życia, życia bez taty, bez Syriusza... W końcu trzeba było zmienić szaty na zwykłe ubrania mugolskie, schować różdżki głęboko i wysiąść z pociągu. Odkąd byliśmy tui ostatni raz jesteśmy mądrzejsi o jeden rok, starsi i silniejsi, nikt nas nie pokona i nie rozdzieli, bo łączy nas miłość. Czas iść i pożegnać się.
-Napiszę wam kiedy do mnie przyjeżdżacie.-powiedział Ron.
-Dzięki.-powiedzieliśmy.
-To do zobaczenia w wakacje.
-Jasne, zawsze razem.
             Przeszli prze barierkę, to znaczy Ron i Hermiona, a ja z Harrym jeszcze zostałam.
-Keti, chciałbym żebyś o mnie nie zapomniała.
-Nigdy o tobie nie zapomnę. Wpadnę do ciebie ma Privet Drive, powiadomię cię kiedy.
-Okey.
-To do zobaczenia.
-Papa, pamiętaj, że cię kocham.
-I ty o tym nie zapominaj.
-Razem?
-Zawsze.-złapaliśmy sie za ręce i przeszliśmy.

 
              Przeszłam z nim przez barierkę. Zobaczyłam Petera stojącego nie daleko, nas. Jeszcze dalej stal wujek Harrego. Pocałowaliśmy się na pożegnanie i każdy ruszył w swoją stronę. Ja podeszłam do brata i przywitałam się z nim, potem on wziął ode mnie wózek i poszliśmy do samochodu. Odwróciłam się, by popatrzeć na Harrego ten ostatni raz na kilka miesięcy. Przypomniałam sobie, że miałam powiedzieć mu jeszcze jedną rzecz. Podbiegłam i powiedziałam:
-Pisz często i nie waż się nie pisać!-pocałowałam go i obiegłam do braciszka.
             Gdy już zasieliśmy w aucie, a wszystkie moje rzeczy były w bagażniku Peter powiedział:
-Witaj z powrotem siostrzyczko.
-Cześć.
-To był twój chłopak?
-Tak.
-Fajny.
-Wiem.-ruszyliśmy w stronę domu w milczeniu, słuchając jedynie radia.
              Gdy mijaliśmy cmentarz, kazałam zatrzymać się Peterowi i jechać do domu. Ja wysiadłam i poszłam na grób taty. Znalazłam go bez problemu. Kleknęłam przy nim, tak jak na pogrzebie, rozpłakałam się. Gdy się chociaż trochę uspokoiłam, podniosłam głowę ku niebu i krzyknęłam. Nikt nie miał o to pretensji. Po pewnym czasie zmusiłam się, żeby wstać i iść do domu. Na szczęście miałam do niego blisko. Weszłam do domu. Mama rzuciła się w moje ramiona jak i młodszy brat. Gdy mnie w końcu puścili, poszłam do swojego pokoju i wyjrzałam przez okno, widziałam przez nie domek na drzewie. Poszłam do niego. Będą w środku zrozumiałam, ze to koniec piątej klasy, że to koniec bezpieczeństwa czarodziejów. Będą w czymś, co zrobił tata zrozumiałam, że już nic nie będzie tak jak dawniej. Nic.....

czwartek, 20 lutego 2014

29. Stach, złość, żal? Wszytko naraz.

Cześć, część, siema. Jestem z kolejnym rozdziałem, trochę krótki, wybaczcie. Mam nadzieję, że jeszcze tu zaglądacie i interesuje was to co piszę. Rozdział bojowy, bo mój humor tez jest bojowy. Jak ja nie nawiedzę szkoły, czy tylko ja? Chyba padnę, przez nią albo zginę. Dobra nie przedłużam moimi problemami, miłego czytania i do napisania :)
keti
~~~~~~~~~~~~    
Muzyka
            Poszłam z Draco. Wybiegliśmy z zamku i skierowaliśmy się do Zakazanego Lasu. Nie miałam pojęcia po co, ale musiałam mu zaufać, powiedział że zaprowadzi mnie do Dumbleodra.
-Musimy się teleportować, po to idziemy do lasu.-znów zapomniałam o jego umiejętności czytania w myślach.
         Nagle Draco chwycił mnie za rękę i teleportowaliśmy się. Otworzyłam oczy dopiero jak dotknęłam nogami podłoża. Nie bałam się teleportowania, ale wolałam się sama teleportować. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, że jesteśmy w Ministerstwie Magii, pustym Ministerstwie.
-Gdzie Dumbledore?-zapytałam Dracona.
-Zaraz przyjdzie.-odpowiedział.
        Drzwi się otworzyły i byłam pewna, że za chwilę przejdzie przez nie Dumbledore, ale tak się nie stało, zamiast niego do pomieszczenia weszli: Belatrix, Lucjusz Malfoy, 3 śmierciożerców których nie znałam i sam Lord Voldemort. Wyciągnęłam różdżkę.
-Wspaniale się spisałeś Draco.-powiedział lodowatym tonem Voldemort.
-To ty?-zapytałam obracając się do Malfoya.-Ty dupku! Crucio!-rzuciłam zaklęcie, jednak młody Malfoy zdążył rzucić zaklęcie tarczy.
-Musisz tego naprawdę chcieć.-powiedziała Belatrix
-Nie odzywaj się do mnie, morderco!-krzyknęłam.
-Jak śmiesz obrażać moją rodzinę?-zapytał Lucjusz Malfoy.
-Jak śmiesz pozbawiać życia niewinnych ludzi?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Niewinnych? Chodzi ci o mugoli? Mugole nie powinni istnieć, przy nas są jak robaki, pasożyty.
-To ty jesteś pasożytem. Ty i cała twoja rodzina morderców!
-Jak śmiesz?! Avada Kedavra!-krzyknął.
-Protego!-w porę zdążyłam rzucić zaklęcie.
-Cisza!-zagrzmiał głos Voldemorta.-Nie przyszliśmy tu by się kłócić.
-Wiem po co przyszliście .-odparłam- Chcecie mnie zabić, a ty chcesz odzyskać różdżkę. Więc ułatwię wam zadanie.-rzuciłam różdżkę Voldemortowi, on kompletni zdezorientowany odrzucił różdżkę która trzymał i pochwycił moją. -Proszę, a teraz możesz mnie zabić, bez walki.-rozłożyłam ręce, gotowa przyjąć zaklęcie.
-Dlaczego nie chcesz walczyć? Boisz się że przegrasz?
-Nie, tego się nie boję. Nie chcę walczyć, bo obydwie strony poniosą straty, tak jest łatwiej. Tak zginie tylko jedna osoba, ja.
-Bzdury, ty po prostu się mnie boisz. -zaśmiał się Voldemort.
-Czy oddanie różdżki i stanienie z tobą oko w oko nie jest wystarczającym dowodem mojej odwagi?-zapytałam.
-Pewnie masz gdzieś ukrytą drugą różdżkę.
-Nie, nie ma, ale ma nas.-powiedział to ktoś kogo wcześniej nie było na sali. Obróciłam się za siebie i zobaczyłam kto tam stoi. Ludzie którzy przyszli mi na pomoc to: Syriusz, Tonks, Szalonooki, Lupin, Molly i Artur Weasley, Harry, Hermiona, Ron, bliźniaki, Kingsley i Dumbleor wchodzili do sali drzwiami które były za mną. Dwoma słowy przybył Zakon Feniksa.
           Harry do mnie podszedł i włożył jakąś różdżkę za pasek moich spodenek tak że nikt nie widział.
-Keti się ciebie nie boi. Oddała różdżkę, bez walki, bo chciała żebyś zostawił mnie. Chciała zginąć za przyjaźń, za miłość. Ty tego nigdy nie zrozumiesz.-powiedział Harry.
-Ach... jest i chłopiec który przeżył. Przyszedłeś umrzeć?-zapytał czarnoksiężnik.
-Nie. Przyszedłem uratować Keti i pokonać ciebie.-wszyscy śmierciorzercy się zaśmiali.
-Czy ty na prawdę sądzisz że możesz mnie pokonać? sądzisz że twoja moc jest większa od mojej? Że w wieku 15 lat możesz pokonać największego czarodzieja tych czasów?
-Nie jesteś największym czarodziejem czasów!-krzyknęłam.- Jest nim Dumbledre, a ty nie dorastasz mu nawet do pięt. Jesteś nikim.
-Oto cała Keti...szczera do bólu.
-Wolę szczerość niż kłamstwo.-odparłam.
-Ale jak się jest zbyt szczerym, to można za to oberwać.
-Przecież i tak chcesz mnie zabić. Prędzej czy później to zrobisz.
-Więc po co czekać?-zapytał.
             Zdałam sobie sprawę o czym on mówi, chce mnie zabić. Teraz. Spojrzałam na Harrego. Był taki piękny, taki przystojny. Tak bardzo go kochałam. Nie mogliśmy znieść chwili bez siebie. Cóż, teraz będziemy musieli się nauczyć, ponieważ odejdę na zawsze. Już nigdy go nie zobaczę, bo ... umrę. Już nigdy nie zobaczę Hogwartu, nigdy nie przejdę się tamtymi korytarzami, nigdy już nie zdenerwuję Snapa, czy McGonnagal, nigdy nie będę odbębniać szlabanu, już nigdy nie zobaczę dormitorium, Wielkiej Sali, lochów, mojej plaży, Zakazanego Lasu, jeziora, Pokoju Życzeń, gabinetu dyrektora..... Już nie długo pozostanie po mnie tylko wspomnienie. Miałam tyle marzeń, tyle celów. Marzyłam by poślubić Harrego, by grać zawodowo w Quidditcha, by mieszkać w Hiszpanii, by zwiedzić cały świat. Będzie mi brakować wszystkich przyjaciół i wrogów, wszystkich tych co znałam i tych co miało mi być dane poznać, będzie mi brakować wszystkiego. Moje przemyślenia trawy zaledwie kilka sekund. Padło zaklęcie:
-Avada Kedavra!
           Teraz wszytko potoczyło się bardzo szybko. Ja pogodziłam się już że stracę życie, Zakon Feniksa odparł atak. Zaraz po rzuceniu zaklęcia przede mnie wskoczył Syriusz i przyjął je na siebie. Upadł bez życia. Harry walczył teraz z Lucjuszem Malfoyem więc tego nie zauważył. Ja upadłam na kolana koło Syriusza, płacząc. Klęczałam tak kilka minut, po czym się otrząsnęłam, i stwierdziłam że nie ma co opłakiwać Syriusza, tylko trzeba go pomścić. Wstałam gotowa zabijać. Wyciągnęłam różdżkę zza paska spodenek, którą włożył mi ta dyskretnie Harry. Wyważyłam różdżkę w dłoni. Nie była idealna, ale zła też nie była. Obejrzałam się, najbliżej mnie walczyła Hermiona z jakimś śmierciorzercą i chyba przegrywała, więc szybko do niej dołączyłam, i już po kilku sekundach nasz przeciwnik leżał na podłodze. Znów się obejrzałam, szukałam tego jednego czarodzieja: Voldemorta. Walczył z nim Dumbleodre. Dołączyłam do Harrego, by razem stawić czoło Lucjuszowi. Malfoy jak to Malfoy użył wobec nas jakiegoś odpychającego zaklęcia, znalazł syna i teleportował się.
-TCHÓRZ!!!!-krzyknęłam za nim.
          Nagle ucichły odgłosy walki. Ja zupełnie wściekła, szłam do Voldemorta spokojnym krokiem, z różdżką wycelowaną w jego serce, o ile je miał. Na twarzy miałam wymalowany wyraz mordu. W oczach strzelał ogień, a w sercu żal za stratę przyjaciela.
-To ty!-powiedziałam do niego.-Ty zabiłeś bliską mi osobę! Nie daruję ci tego nigdy! Pomszczę Syriusza, jeśli nie teraz to już nie długo! Nie spocznę, dopóki tego nie zrobię! Zacznę od razu! Expellarmus!
-Czy ty na prawdę jesteś taka głupia?-zapytał Voldemort, gdy byłam już przy nim.- Czy na prawdę uważasz, że kiedykolwiek, ktokolwiek mnie zniszczy?
-Ja cię zniszczę, obiecuję ci to! Nie pozwolę zabijać moich przyjaciół! Syriusz zginął, ratować mnie, nigdy tego nie zrozumiesz, bo przecież ty nigdy nikogo nie kochałeś i ciebie nikt nigdy nie kochał.-to był cios poniżej pasa dla Voldemorta
        Właśnie wtedy do Ministerstwa przybył Knot i fotoreporterzy, kilku z nich zdążyło zrobić zdjęcie Voldemortowi. On tylko na mnie spojrzał, a z jego miny wyczytałam coś w stylu: ,,jeszcze się zobaczymy". Na pewno. Jakiś śmierciorzerca który się ocknął rzucił jeszcze na mnie jakieś dziwne zaklęcie, po którym urwał mi się film. Nic więcej nie pamiętam. Może to dobrze, a może całkiem beznadziejnie.

wtorek, 11 lutego 2014

28.Koniec egzaminów.

     Witam. Mam dla was kolejny rozdział :) kto jeszcze oprócz mnie ma ferię? Dedykacja: dla Olgi K., która dopiero odkryła tego bloga :p Olga i błagam cie nie jedz więcej czekolady :D Zapraszam do czytania i komentowania! Piszcie czy się wam podoba
Ka$ka
P.S. Jak nie będziecie komentować, to uznam, że się wam nie podoba i usunę bloga, więc jeśli chcecie kolejnych rozdziałów to komentujcie :)
~~~~~~~~~~~~~~~

       Już po pogrzebie. Znowu jestem w Hogwarcie. Znowu moje życie stało się nudne, wróciło do punktu wyjścia. Teraz siedzę na jakiejś lekcji, ale w ogóle nie słucham profesora. Tak szczerze to nawet nie wiem co to za lekcja. Znowu wróciła stara, nudna Keti. Tak jakby śmierć taty była drzwiami do starego życia, a ja właśnie przez nie przeszłam. Jutro zaczynają się SUMY. Nie zdam z Historii Magii, jak i Runów i Astronomi, tego byłam pewna. Ale od kiedy Keti Otson się przejmuję wynikami? Z racji tego, że jutro był pierwszy egzamin to w salonie nie można było wysiedzieć, ponieważ wszyscy dostawali jakiejś fali nauki. Musiałam z tam tąd wyjść. Jakoś dzisiaj mnie do Quidditcha nie ciągnęło, ani do Pokoju Życzeń. Gdzie poszłam? Odpowiedź brzmi: do biblioteki. Nie chodziłam tam często, ale teraz musiałam. To było chyba najbardziej zatłoczone miejsce dzisiejszego dnia. Wzięłam jakąś książkę. Dotyczyła transmutacji. Oparłam się o regał i zaczęłam czytać. Strasznie to nudne, ale jak trzeba to trzeba. Gdy czytałam tak już chyba z 10 minut, to ktoś do mnie podszedł. Kto? Chyba wam nie muszę mówić. Wybraniec pocałował mnie bez słowa. Jak usłyszeliśmy jakieś śmiechy i zobaczyliśmy, ze to drugoklasiści się na nas patrzą, to Harry wziął ode mnie książkę i zasłonił ją nasze twarze. Całowaliśmy się dopóki pani Prince nie ,,wywąchała” co się wyrabia w jej bibliotece i wyrzuciła nas z niej. Moim zdaniem to ci drugoklasiści na nas na kablowali. Gdzie potem poszliśmy? Nie powiem, bo to zostanie między mną, a Harrym.



         Siedzę w Wielkiej Sali nad arkuszem mojego testu z Obrany Przed Czarną Magią. Był to już piąty dzień egzaminów. Z tego przedmiotu poszło mi super. Już wypełniłam cały test, więc teraz spałam sobie na stoliku. Dwa rzędy na prawo siedziała Hermiona. Harry siedem za mną, a Ron trzy przede mną. Czekałam na koniec. Chciałam tylko jednego: spać. Przez ostatnią noc nie spałam, bo Hermiona prosiła, żebym pomogła jej się uczyć. Co miałam zrobić?


           Siedzimy w Wielkiej Sali. Czekamy na egzamin praktyczny z Obrony Przed Czarną Magią. Hermiona już weszła. Nagle usłyszeliśmy trzy nazwiska, a na końcu moje. Chłopaki na mnie spojrzeli. Chyba mam tremę. Podniosłam się z ławki i weszłam do innej komnaty. Zobaczyłam trzech instruktorów i Umbridge. Podeszłam do wolnego instruktora.
-Nazwisko?-zapytał nie patrząc na mnie.
-Otson.-Odpowiedziałam i dopiero teraz na mnie spojrzał.
-No no no, kogoż ja ty widzę. Słynna panna Otson.-O co mu do cholery chodzi? Nie odpowiedziałam.
       Najpierw kazał mi pokazywać jakieś banalne zaklęcia. Ale potem powiedział szeptem:
-Panno Otson słyszałem, że potrafi pani wyczarować cielistego patronusa.
-I co z tego?
-Jeśli by pani chciała go zaprezentować.
-Jasne.-odpowiedziałam już zła.
Skupiłam się, tak jak zawszę. Najmilsze wspomnienie i:
-Expecto Patronum!
Błękitny pies przeleciał przez komnatę. Spojrzałam na Umbridge z ironicznym uśmiechem, ta patrzyła mi się prosto w oczy. Wiedziałam, że tą bitwę wgrałam ja.
-Wspaniale, wybitnie panno Otson. Dziękuję. Może pani wyjść.
-Dziękuję. Do widzenia.


           Zabił dzwon co oznaczało koniec czasu na egzamin. Szybko wstałam i wybiegłam z sali z rękami w górze. Jak najszybciej pobiegłam do salonu, by razem z przyjaciółmi usiąść na kanapie.
-Ostatni egzamin. Rozumiecie to?-zapytał szczęśliwy Ron
-Tak, koniec męki, koniec egzaminów.-powiedziałam równie uradowana.
-To co będziemy robić?-zapytał Harry.
-Na pewno nie będziemy tu tak siedzieć.-odpowiedziałam.-Kto ma ochotę popływać?
-Ale że teraz?-zapytała Hermiona.
-Hermiono jest początek czerwca, najwyższy czas.
-No dobra, chodźmy.-opowiedziała.
-I dobrze. To za dziesięć minut zbiórka tutaj, przebrani i z ręcznikami.-zarekomendowałam.
           Wstaliśmy. Ja z Hermioną czym prędzej pobiegłyśmy do dormitorium. Wpadłyśmy do pokoju i od razu otworzyłyśmy kufry. Przebrałyśmy się w stroje kąpielowe, a na nie założyłyśmy koszulki na ramiączkach i spodenki, by inni chłopcy się na nas nie patrzyli, a i by Harry i Ron nie musieli być o nas zazdrośni. Do torebki plażowej wrzuciłam ręcznik, butelkę wody, krem do opalania i aparat. Różdżkę włożyłam za pasek w spodenkach, tak jak zwykle. Przybiłyśmy piątkę i ruszyłyśmy do salonu. Tam zastałyśmy chłopaków w krótkich spodenkach i z ręcznikami na szyi. Uśmiechnęłam się na widok Wybrańca bez koszulki. Wyszliśmy z zamku i skierowaliśmy się na naszą plażę. Ja z Harrym szłam troszeczkę za Ronem i Hermioną. Harry złapał mnie za rękę, a potem przytulił i tak szliśmy.
-Podkoszulka to ty nie masz?-zapytałam swojego chłopaka. Harry się zaśmiał i po chwili powiedział:
-A co przeszkadza ci to, że go nie mam?
-Troszeczkę. Inne dziewczyny się na ciebie gapią jak byś był eksponatem w muzeum.-znów go rozśmieszyłam.
-Jesteś o mnie zazdrosna?
-Nawet jeśli, to to coś złego?
-Wręcz przeciwnie, ale nie masz się o co martwić dla mnie istniejesz tylko ty.
-To właśnie chciałam usłyszeć.-znów się zaśmiał.-Ale następnym razem załóż koszulkę.
-Dobrze skarbie.-cmoknął mnie w czoło.
-Chodź bo Ron i Hermiona prawie już doszli.-powiedział.
-Pierwszy zatapia drugiego.-krzyknęłam i zerwałam się biegiem.
-Nie masz ze mną szans.-krzyknął okularnik.
-Zobaczymy.
           Oczywiście Harry dobiegł przede mną, a gdy się tylko zjawiłam na plaży od razu mnie porwał. Zdążyłam upuścić tylko torbę. Harry wziął mnie na ręce i wbiegł do wody zanurzając się. 


       Gdy tylko się wynurzyłam, krzyknęłam:
-Potter! Przecież ja mam ubranie!
-A co chciałabyś je zdjąć?-zapytał z tym swoich uśmieszkiem.
-Nie żyjesz!-i ruszyłam do ataku.
          Tak biliśmy się w wodzie, a Hermiona wyciągnęła aparat z mojej torby i pstrykała nam zdjęcia. Gdy już wracaliśmy po pływaniu o ile tak to można nazwać. Ja w mokrym ubraniu, przytulona do chłopaka i owinięta dwoma ręcznikami, swoim i Harrego, nagle zrozumiałam kogo mam zapytać w sprawie taty.
-Dumbledore!-krzyknęłam
-Co?-zapytał zdziwiony Harry.
        Ale mnie już tam nie było. Biegłam do pokoju Umbridge by z nim porozmawiać, lecz po drodze spotkałam Malfoya. Przebiegłam koło niego, ale on krzyknął za mną:
-Wiem gdzie jest Dumbledore. Zabiorę cię tam.
-Skąd wiesz, że szukam Dumbledora? Czytasz w myślach, zapomniałam.
        Wtedy dobiegli do nas Harry, Ron i Hermiona.
-Keti już nigdy więcej tak nie uciekaj!-powiedział Harry.
-Zabierzesz nas tam?-zapytałam Draco, puszczając słowa Harrego mimo uszu.
-Gdzie ma nas zabrać? Keti!-krzyczał Harry.
-Zabiorę tylko ciebie.-odpowiedział ślizgon
-Dobrze.-odpowiedziałam
-Nie!-krzyknął Harry- Gdzie ma cię zabrać i po co?
         Podeszłam do niego i pocałowałam, a potem szepnęłam:
-Harry zaufaj mi, proszę nie długo wrócę, kocham cię.
-Keti, nie pozwolę ci nigdzie samej iść.
-Nie będę sama, będę z Draco
-Jeszcze gorzej.
-Po prostu pozwól mi jechać,
        I poszłam z Draco, a Harrego zostawiła z Ronem i Hermioną, mam nadzieję że mi wybaczy.