środa, 26 marca 2014

30.Czas wracać.

mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba, jest dość długi i przepraszma za długa przerwę. Więc Keti skończyła piątą klasę. Nie wiem czy będę prowadzić jeszcze tego bloga. To zależy od was!!!! Komentujcie, papa
keti 
~~~~~~~~
   Obudziłam się, lecz nie otworzyłam oczu. Słyszałam wszystko wokół siebie. Głosy rozmawiających ludzi, śpiew ptaków, szum drzew, śmiechy dzieci. Gdzie ja właściwie jestem? Co się ze mną stało? Umarłam? Jestem już w niebie? Przecież na nie nie zasługuję. Leżałam tak kilka minut zastanawiając się gdzie jestem, bo zwyczajnie brakowało mi odwagi by otworzyć oczy i po prostu sprawdzić. Najpierw chciałam wykorzystać do tego inne swoje zmysły. Leżałam na czymś miękkim, ale czułam wyraźnie swoje ciało. Boli mnie głowa i lewa ręka. Czy w niebie, po śmierci może coś boleć? Z tego co wiem, nie może, więc gdzie ja jestem? W końcu zdobyłam się na odwagę i otworzyłam oczy. Najpierw oślepiła mnie jasność. To lampy, czy słońce? Słońce wpadające przez wysokie duże okna, stwierdziłam. Leżę na łóżku w komnacie gdzie jest ich kilkanaście. Dalej nie wiem gdzie jestem. Myśl, mówiłam sobie. Co się ostatnio wydarzyło? Walczyłam z Voldemortem w Ministerstwie. Potem on uciekł. Więc czemu jestem teraz w tej dziwnej komnacie?
-O widzę, że się pani obudziła, panno Otson.-podeszła do mnie kobieta w białej szacie.
-Kim pani jest? Gdzie ja jestem? Co się stało?-pytania wylewały się z moich ust.
-Spokojnie. Jest pani w skrzydle szpitalnym, w Hogwarcie.
-Dlaczego?
-Nie ja mam o tym z panią rozmawiać, ale spokojnie nic pani nie jest.
           Spróbowałam wstać, albo chociaż usiąść. Bolała mnie głowa, ale dałam radę, usiadłam.
-Jak długo spałam?-zapytałam.
-6 dni.-odpowiedziała pielęgniarka.
-Boże... Czy mogę już iść?
-Profesor Dumbledore kazał mi panią wypuścić jak tylko się pani obudzi, ale proszę przyjść tutaj jutro po śniadaniu.
-Która jest godzina?
-Dochodzi południe.
-Dziękuję.
-Panna Granger przyniosła pani ubranie i prosiła by pani je włożyła.
             Dopiero teraz zorientowała się że mam na sobie piżamę.
-Dziękuję pani bardzo.
-Nie ma za co.
            Pielęgniarka odeszła do swojego gabinetu, a ja zabrałam swoje rzeczy i poszłam do łazienki. Byłam sama w skrzydle szpitalnym, wszyscy uczniowie siedzieli na dworze. Weszłam do komnaty zamknęła za sobą drzwi i wiełam prysznic. Potem wysuszyłam włosy, umyłam zęby i pomalowałam się tak jak zawsze. O dziwo wszystko było w kosmetyczce, suszarka do włosów, szczoteczka, żel pod prysznic, szampon, kredka do oczu, tusz do rzęs i błyszczyk. Pewnie Hermiona o to zadbała. Spojrzałam na kupkę ciuchów, którą przyniosła mi Hermiona. Były tam moje własne ubrania. Moje ulubione ciuchy: niebieskie rurki, biała bluzka z krótkim rękawem, szare trampki oraz dziwne pudełeczko. Założyłam ubrania i otworzyłam pudełko, była tam bransoletka z wygrawerowanym napisem:,, Thank you”. Nie miałam pojęcia od kogo to i dlaczego akurat jest tak napisane ,,Dziękuję”? No nic, pomyślałam i założyłam na lewą rękę. Wyszłam z komnaty i spojrzałam na szafkę przy łóżku, szukając różdżki.
-A no tak, nie mam różdżki, przecież dobrowolnie ją oddałam.-pomyślałam.-No trudno.
                Ale pod stertą słodyczy było jeszcze jedno pudełko. Tym razem prostokątne i długie. Otworzyłam, a tam była całkiem nowa, piękna różdżka i kartka z dopiskiem: Słyszałam, że straciła pani różdżkę w wojnie z Sama-Wiesz-Kim. Mam nadzieję, że się pani spodoba ta. To prezent ode mnie w ramach podziękowania. Był tam nawet podpis ,,Olivader”. Nic mnie już chyba nie zdziwi. Wyszłam w końcu na korytarz. Udałam się korytarzami w górę, do pokoju wspólnego. Dziwne było to że Gruba Dama nie pytała mnie o hasło, tylko tak zwyczajnie wpuściła. Gdy usłyszeli, że ktoś wchodzi do salonu, od razu wszyscy odwrócili głowy w moim kierunku. Zaczęły się przywitania i wiwaty. Cały Griffindor już wiedział co się wydarzyło w Ministerstwie, ale trochę historię przekręcili. Poczułam się tak jak w październiku gdy wróciłam do szkoły po przedłużonych wakacjach. W końcu doszedł do mnie Harry, który był w dormitorjum, ale usłyszał hałasy i szybko zbiegł na dół. Widać był, że jest szczęśliwy z tego, ze jestem. Po tym jak uwierzył, że to naprawdę ja i mnie puścił , powiedział:
-Myślałem, że już nigdy się nie obudzisz.
-No trochę to potrwało.-zaśmialiśmy się.
-Jak się czujesz?
-Jest prawie okey.-odpowiedziałam.
-Prawie?-spojrzał na mnie podejrzliwie.
-No nie patrz tak na mnie, w końcu 6 dni leżałam, muszę się znowu przyzwyczaić do nie których rzeczy.
-Ładnie wyglądasz.
-A pro-po, gdzie Hermiona?
-W dormitorjum.
-To ja lecę, muszę się z nią spotkać.
-Nie ma mowy. Dzisiaj jesteś moja.-zdziwiłam się.
-To znaczy?
-Idziemy na piknik.
-Harry...
-Nie na odmowy!-zagroził przerywając mi.
-Ale...
-Proszę Keti. Nie rozmawiałem z tobą od 6 dni.
-No dobrze. Chociaż mi wszystko opowiesz.
             Ruszyliśmy na plażę. Była taka jak zawsze. Piękna. Harry rozłożył koc na piasku i usiadłam, a Harry położył mi głowę na kolanach. 


-No to opowiadaj.-powiedziałam.
-O czym?
-O wojnie.
-Właśnie, zapomniałem, miałaś dostać za to ochrzan. Jak mogłaś mnie zostawić?
-Przecież mówiłam, że wrócę.
-Dobrze, że w porę zdążyliśmy. Snape doniósł nam co się święcie i zaraz tam ruszyliśmy. Jeszcze trochę i by cię tu nie było i to na twoim pogrzebie musiałbym być.
-Zaraz, kto zginął?
-Nie pamiętasz? Obiecałaś Voldemortowi, że go zabijesz., dla Syriusza.
-Syriusza? Chyba on nie....
-Tak. Syriusz nie żyję.-przerwał mi, a ja wybuchłam płaczem.
-To moja wina.
-Nie! Nie wolno ci tam myśleć! To nie jest twoja wina, tylko moja. To mnie chciał Voldemort, a dostał jego.-nastała cisza, której żadne z nas nie chciało przerywać, ale w końcu zdecydowałam się ją przerwać
-A Malfoy? Co z nim?
-Nigdy o nim nie zapomnisz, prawda?-zapytał Harry smutny.
-Wiesz, Draco był moim przyjacielem.
-Który cię zdradził.
-Był zastraszany.
-To go nie usprawiedliwia.
-Może go nie usprawiedliwia, ale mi daje dużo do myślenia.
-Kochał cię wiesz?
-Co?
-Kochał cię.
-Co to znaczy kochał? Przecież on żyje.
-Nie wiem czy żyje. Nie widziałem go od wojny. Nie wykonał zadania Voldemorta. Tak naprawdę, jego zadaniem było zabić ciebie na oczach wszystkich. Moich, jego, śmierciorzerców i bliskich ci osób. Nie zrobił tego, bo cie kochał. Nie wiem czy żyje. Mógł zostać ukarany.
-To nie możliwe. Nie szukałeś go? Dumbledore? Snape?
-Wcale nie chciałem go szukać. To on cię w to wszystko wplątał. Lepiej jest, że go nie ma.
-Lepiej? Dla kogo lepiej? Może dla ciebie.-wstałam i odeszłam.
-Keti proszę....-mówił Harry, ale nic sobie z tego nie robiłam.
             Odeszłam tak po prostu z tam tąd odeszłam. Myśl, że nigdy już nie porozmawiam z Syriuszem, że Draco może nie żyć, że może go już nie być, mnie przerażała. Jeszcze tydzień do wakacji. Wrócę o domu jak zawsze. Wrócę tam gdzie nie ma, magii, problemów, przeszkód, ale tez nie ma tam taty. Już nie ma. Tata! No przecież muszę lecieć do Dumbledora! Szybko pobiegłam do gabinetu. Weszłam bez pukania.
-Witaj Keti. Spodziewałem się tu ciebie.
-Dzień dobry, panie profesorze. Chciałam zapytać, to znaczy, tata przekazał mi, że od pana się czegoś dowiem, o.... o nim.
-Słyszałem, że twój tata nie żyje. Przykro mi. Tak znałem Josha. Byliśmy przyjaciółmi, jeszcze w szkole. Twój tata i ja chodziliśmy do Hogwartu. On był czarodziejem, tak jak ty. Był niesamowity. Co on wyprawiał różdżką! Tak zdolnego czarodzieja nie widziałem dopóki nie poznałem ciebie. Od razu wiedziałem, że jesteś jego córką. Odziedziczyłaś po nim nie tylko talent do czarów, ale również do quidditcha, twój tata tez grał, był świetny. Przekazał ci również talent do pakowania się w kłopoty. Josh był gorszy nawet o James'a Pottera i Syriusza Blacka, albo od bliźniaków Weasley. I to, że dobraliście się z Harrym to naprawdę nie jest przypadek, zrobicie wielkie rzeczy. Wracając do Syriusza, nie wiń się za niego. Przykro mi, że umarł.
-Tak mi też. Mogę chociaż wiedzieć, gdzie jest pochowany?
-Tu w Hogwarcie. Na wyspie na jeziorze. Harry cie tam zabierze, jutro.
-Dziękuję, za te wszystkie informację. Jedno pytanie.
-Tak?
-Dlaczego tata chował przede mną, że jest czarodziejem? Dlaczego nie użył magii w domu?
-Zrobił to dla twojej mamy i dla was.
-Myślałam, że tego nie da się ,,wyrzec”.
-Jeśli się bardzo chce to się da. On was bardzo kochał.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.
             Wyszłam. Znów nie wiedziałam co robić. Znów miałam mętlik w głowie. Po raz kolejny nie wiedziałam, co dalej, co mam teraz robić, co będzie później. Zwyczajnie poszłam do Pokoju Życzeń, by tam pomyśleć. O tacie, o Syriuszu, O Harrym, o życiu.


             Odwróciłam się w stronę zamku. Wyjeżdżamy, koniec roku szkolnego. Jadę na wakacje. Jadę do miejsca które kiedyś nazywałam dom, a teraz jet dla mnie jak ośrodek wczasowy. Bez taty on nie ma sensu. Wsiedliśmy do pociągu. Jak zwykle siedziałam z Harrym, Ronem i Hermioną. Draco nie widziałam od wojny. Gryffindor wygrał puchar domów,chociaż był na ostatnim miejscu. Dumbledor dodał nam punkty za wojnę. I wygraliśmy. Harry znów może grac w Quidditcha. Stare zasady przywrócono, a te nowe obalono raz na zawsze. Dumbledore znów jest na stanowisku. Wszytko wróciło do normy. No prawie wszystko. Voldemort uciekł, i nikt nie wie, gdzie jest. Ukrywa się. Ale spokojnie, znajdę go. Prędzej czy później, ale znajdę. Okolica była coraz bardziej zamieszkała, co oznaczało, że zbliżamy się do Londynu, do końca tego roku, a do początku wakacji, początku nowego życia, życia bez taty, bez Syriusza... W końcu trzeba było zmienić szaty na zwykłe ubrania mugolskie, schować różdżki głęboko i wysiąść z pociągu. Odkąd byliśmy tui ostatni raz jesteśmy mądrzejsi o jeden rok, starsi i silniejsi, nikt nas nie pokona i nie rozdzieli, bo łączy nas miłość. Czas iść i pożegnać się.
-Napiszę wam kiedy do mnie przyjeżdżacie.-powiedział Ron.
-Dzięki.-powiedzieliśmy.
-To do zobaczenia w wakacje.
-Jasne, zawsze razem.
             Przeszli prze barierkę, to znaczy Ron i Hermiona, a ja z Harrym jeszcze zostałam.
-Keti, chciałbym żebyś o mnie nie zapomniała.
-Nigdy o tobie nie zapomnę. Wpadnę do ciebie ma Privet Drive, powiadomię cię kiedy.
-Okey.
-To do zobaczenia.
-Papa, pamiętaj, że cię kocham.
-I ty o tym nie zapominaj.
-Razem?
-Zawsze.-złapaliśmy sie za ręce i przeszliśmy.

 
              Przeszłam z nim przez barierkę. Zobaczyłam Petera stojącego nie daleko, nas. Jeszcze dalej stal wujek Harrego. Pocałowaliśmy się na pożegnanie i każdy ruszył w swoją stronę. Ja podeszłam do brata i przywitałam się z nim, potem on wziął ode mnie wózek i poszliśmy do samochodu. Odwróciłam się, by popatrzeć na Harrego ten ostatni raz na kilka miesięcy. Przypomniałam sobie, że miałam powiedzieć mu jeszcze jedną rzecz. Podbiegłam i powiedziałam:
-Pisz często i nie waż się nie pisać!-pocałowałam go i obiegłam do braciszka.
             Gdy już zasieliśmy w aucie, a wszystkie moje rzeczy były w bagażniku Peter powiedział:
-Witaj z powrotem siostrzyczko.
-Cześć.
-To był twój chłopak?
-Tak.
-Fajny.
-Wiem.-ruszyliśmy w stronę domu w milczeniu, słuchając jedynie radia.
              Gdy mijaliśmy cmentarz, kazałam zatrzymać się Peterowi i jechać do domu. Ja wysiadłam i poszłam na grób taty. Znalazłam go bez problemu. Kleknęłam przy nim, tak jak na pogrzebie, rozpłakałam się. Gdy się chociaż trochę uspokoiłam, podniosłam głowę ku niebu i krzyknęłam. Nikt nie miał o to pretensji. Po pewnym czasie zmusiłam się, żeby wstać i iść do domu. Na szczęście miałam do niego blisko. Weszłam do domu. Mama rzuciła się w moje ramiona jak i młodszy brat. Gdy mnie w końcu puścili, poszłam do swojego pokoju i wyjrzałam przez okno, widziałam przez nie domek na drzewie. Poszłam do niego. Będą w środku zrozumiałam, ze to koniec piątej klasy, że to koniec bezpieczeństwa czarodziejów. Będą w czymś, co zrobił tata zrozumiałam, że już nic nie będzie tak jak dawniej. Nic.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz