czwartek, 20 lutego 2014

29. Stach, złość, żal? Wszytko naraz.

Cześć, część, siema. Jestem z kolejnym rozdziałem, trochę krótki, wybaczcie. Mam nadzieję, że jeszcze tu zaglądacie i interesuje was to co piszę. Rozdział bojowy, bo mój humor tez jest bojowy. Jak ja nie nawiedzę szkoły, czy tylko ja? Chyba padnę, przez nią albo zginę. Dobra nie przedłużam moimi problemami, miłego czytania i do napisania :)
keti
~~~~~~~~~~~~    
Muzyka
            Poszłam z Draco. Wybiegliśmy z zamku i skierowaliśmy się do Zakazanego Lasu. Nie miałam pojęcia po co, ale musiałam mu zaufać, powiedział że zaprowadzi mnie do Dumbleodra.
-Musimy się teleportować, po to idziemy do lasu.-znów zapomniałam o jego umiejętności czytania w myślach.
         Nagle Draco chwycił mnie za rękę i teleportowaliśmy się. Otworzyłam oczy dopiero jak dotknęłam nogami podłoża. Nie bałam się teleportowania, ale wolałam się sama teleportować. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, że jesteśmy w Ministerstwie Magii, pustym Ministerstwie.
-Gdzie Dumbledore?-zapytałam Dracona.
-Zaraz przyjdzie.-odpowiedział.
        Drzwi się otworzyły i byłam pewna, że za chwilę przejdzie przez nie Dumbledore, ale tak się nie stało, zamiast niego do pomieszczenia weszli: Belatrix, Lucjusz Malfoy, 3 śmierciożerców których nie znałam i sam Lord Voldemort. Wyciągnęłam różdżkę.
-Wspaniale się spisałeś Draco.-powiedział lodowatym tonem Voldemort.
-To ty?-zapytałam obracając się do Malfoya.-Ty dupku! Crucio!-rzuciłam zaklęcie, jednak młody Malfoy zdążył rzucić zaklęcie tarczy.
-Musisz tego naprawdę chcieć.-powiedziała Belatrix
-Nie odzywaj się do mnie, morderco!-krzyknęłam.
-Jak śmiesz obrażać moją rodzinę?-zapytał Lucjusz Malfoy.
-Jak śmiesz pozbawiać życia niewinnych ludzi?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Niewinnych? Chodzi ci o mugoli? Mugole nie powinni istnieć, przy nas są jak robaki, pasożyty.
-To ty jesteś pasożytem. Ty i cała twoja rodzina morderców!
-Jak śmiesz?! Avada Kedavra!-krzyknął.
-Protego!-w porę zdążyłam rzucić zaklęcie.
-Cisza!-zagrzmiał głos Voldemorta.-Nie przyszliśmy tu by się kłócić.
-Wiem po co przyszliście .-odparłam- Chcecie mnie zabić, a ty chcesz odzyskać różdżkę. Więc ułatwię wam zadanie.-rzuciłam różdżkę Voldemortowi, on kompletni zdezorientowany odrzucił różdżkę która trzymał i pochwycił moją. -Proszę, a teraz możesz mnie zabić, bez walki.-rozłożyłam ręce, gotowa przyjąć zaklęcie.
-Dlaczego nie chcesz walczyć? Boisz się że przegrasz?
-Nie, tego się nie boję. Nie chcę walczyć, bo obydwie strony poniosą straty, tak jest łatwiej. Tak zginie tylko jedna osoba, ja.
-Bzdury, ty po prostu się mnie boisz. -zaśmiał się Voldemort.
-Czy oddanie różdżki i stanienie z tobą oko w oko nie jest wystarczającym dowodem mojej odwagi?-zapytałam.
-Pewnie masz gdzieś ukrytą drugą różdżkę.
-Nie, nie ma, ale ma nas.-powiedział to ktoś kogo wcześniej nie było na sali. Obróciłam się za siebie i zobaczyłam kto tam stoi. Ludzie którzy przyszli mi na pomoc to: Syriusz, Tonks, Szalonooki, Lupin, Molly i Artur Weasley, Harry, Hermiona, Ron, bliźniaki, Kingsley i Dumbleor wchodzili do sali drzwiami które były za mną. Dwoma słowy przybył Zakon Feniksa.
           Harry do mnie podszedł i włożył jakąś różdżkę za pasek moich spodenek tak że nikt nie widział.
-Keti się ciebie nie boi. Oddała różdżkę, bez walki, bo chciała żebyś zostawił mnie. Chciała zginąć za przyjaźń, za miłość. Ty tego nigdy nie zrozumiesz.-powiedział Harry.
-Ach... jest i chłopiec który przeżył. Przyszedłeś umrzeć?-zapytał czarnoksiężnik.
-Nie. Przyszedłem uratować Keti i pokonać ciebie.-wszyscy śmierciorzercy się zaśmiali.
-Czy ty na prawdę sądzisz że możesz mnie pokonać? sądzisz że twoja moc jest większa od mojej? Że w wieku 15 lat możesz pokonać największego czarodzieja tych czasów?
-Nie jesteś największym czarodziejem czasów!-krzyknęłam.- Jest nim Dumbledre, a ty nie dorastasz mu nawet do pięt. Jesteś nikim.
-Oto cała Keti...szczera do bólu.
-Wolę szczerość niż kłamstwo.-odparłam.
-Ale jak się jest zbyt szczerym, to można za to oberwać.
-Przecież i tak chcesz mnie zabić. Prędzej czy później to zrobisz.
-Więc po co czekać?-zapytał.
             Zdałam sobie sprawę o czym on mówi, chce mnie zabić. Teraz. Spojrzałam na Harrego. Był taki piękny, taki przystojny. Tak bardzo go kochałam. Nie mogliśmy znieść chwili bez siebie. Cóż, teraz będziemy musieli się nauczyć, ponieważ odejdę na zawsze. Już nigdy go nie zobaczę, bo ... umrę. Już nigdy nie zobaczę Hogwartu, nigdy nie przejdę się tamtymi korytarzami, nigdy już nie zdenerwuję Snapa, czy McGonnagal, nigdy nie będę odbębniać szlabanu, już nigdy nie zobaczę dormitorium, Wielkiej Sali, lochów, mojej plaży, Zakazanego Lasu, jeziora, Pokoju Życzeń, gabinetu dyrektora..... Już nie długo pozostanie po mnie tylko wspomnienie. Miałam tyle marzeń, tyle celów. Marzyłam by poślubić Harrego, by grać zawodowo w Quidditcha, by mieszkać w Hiszpanii, by zwiedzić cały świat. Będzie mi brakować wszystkich przyjaciół i wrogów, wszystkich tych co znałam i tych co miało mi być dane poznać, będzie mi brakować wszystkiego. Moje przemyślenia trawy zaledwie kilka sekund. Padło zaklęcie:
-Avada Kedavra!
           Teraz wszytko potoczyło się bardzo szybko. Ja pogodziłam się już że stracę życie, Zakon Feniksa odparł atak. Zaraz po rzuceniu zaklęcia przede mnie wskoczył Syriusz i przyjął je na siebie. Upadł bez życia. Harry walczył teraz z Lucjuszem Malfoyem więc tego nie zauważył. Ja upadłam na kolana koło Syriusza, płacząc. Klęczałam tak kilka minut, po czym się otrząsnęłam, i stwierdziłam że nie ma co opłakiwać Syriusza, tylko trzeba go pomścić. Wstałam gotowa zabijać. Wyciągnęłam różdżkę zza paska spodenek, którą włożył mi ta dyskretnie Harry. Wyważyłam różdżkę w dłoni. Nie była idealna, ale zła też nie była. Obejrzałam się, najbliżej mnie walczyła Hermiona z jakimś śmierciorzercą i chyba przegrywała, więc szybko do niej dołączyłam, i już po kilku sekundach nasz przeciwnik leżał na podłodze. Znów się obejrzałam, szukałam tego jednego czarodzieja: Voldemorta. Walczył z nim Dumbleodre. Dołączyłam do Harrego, by razem stawić czoło Lucjuszowi. Malfoy jak to Malfoy użył wobec nas jakiegoś odpychającego zaklęcia, znalazł syna i teleportował się.
-TCHÓRZ!!!!-krzyknęłam za nim.
          Nagle ucichły odgłosy walki. Ja zupełnie wściekła, szłam do Voldemorta spokojnym krokiem, z różdżką wycelowaną w jego serce, o ile je miał. Na twarzy miałam wymalowany wyraz mordu. W oczach strzelał ogień, a w sercu żal za stratę przyjaciela.
-To ty!-powiedziałam do niego.-Ty zabiłeś bliską mi osobę! Nie daruję ci tego nigdy! Pomszczę Syriusza, jeśli nie teraz to już nie długo! Nie spocznę, dopóki tego nie zrobię! Zacznę od razu! Expellarmus!
-Czy ty na prawdę jesteś taka głupia?-zapytał Voldemort, gdy byłam już przy nim.- Czy na prawdę uważasz, że kiedykolwiek, ktokolwiek mnie zniszczy?
-Ja cię zniszczę, obiecuję ci to! Nie pozwolę zabijać moich przyjaciół! Syriusz zginął, ratować mnie, nigdy tego nie zrozumiesz, bo przecież ty nigdy nikogo nie kochałeś i ciebie nikt nigdy nie kochał.-to był cios poniżej pasa dla Voldemorta
        Właśnie wtedy do Ministerstwa przybył Knot i fotoreporterzy, kilku z nich zdążyło zrobić zdjęcie Voldemortowi. On tylko na mnie spojrzał, a z jego miny wyczytałam coś w stylu: ,,jeszcze się zobaczymy". Na pewno. Jakiś śmierciorzerca który się ocknął rzucił jeszcze na mnie jakieś dziwne zaklęcie, po którym urwał mi się film. Nic więcej nie pamiętam. Może to dobrze, a może całkiem beznadziejnie.

wtorek, 11 lutego 2014

28.Koniec egzaminów.

     Witam. Mam dla was kolejny rozdział :) kto jeszcze oprócz mnie ma ferię? Dedykacja: dla Olgi K., która dopiero odkryła tego bloga :p Olga i błagam cie nie jedz więcej czekolady :D Zapraszam do czytania i komentowania! Piszcie czy się wam podoba
Ka$ka
P.S. Jak nie będziecie komentować, to uznam, że się wam nie podoba i usunę bloga, więc jeśli chcecie kolejnych rozdziałów to komentujcie :)
~~~~~~~~~~~~~~~

       Już po pogrzebie. Znowu jestem w Hogwarcie. Znowu moje życie stało się nudne, wróciło do punktu wyjścia. Teraz siedzę na jakiejś lekcji, ale w ogóle nie słucham profesora. Tak szczerze to nawet nie wiem co to za lekcja. Znowu wróciła stara, nudna Keti. Tak jakby śmierć taty była drzwiami do starego życia, a ja właśnie przez nie przeszłam. Jutro zaczynają się SUMY. Nie zdam z Historii Magii, jak i Runów i Astronomi, tego byłam pewna. Ale od kiedy Keti Otson się przejmuję wynikami? Z racji tego, że jutro był pierwszy egzamin to w salonie nie można było wysiedzieć, ponieważ wszyscy dostawali jakiejś fali nauki. Musiałam z tam tąd wyjść. Jakoś dzisiaj mnie do Quidditcha nie ciągnęło, ani do Pokoju Życzeń. Gdzie poszłam? Odpowiedź brzmi: do biblioteki. Nie chodziłam tam często, ale teraz musiałam. To było chyba najbardziej zatłoczone miejsce dzisiejszego dnia. Wzięłam jakąś książkę. Dotyczyła transmutacji. Oparłam się o regał i zaczęłam czytać. Strasznie to nudne, ale jak trzeba to trzeba. Gdy czytałam tak już chyba z 10 minut, to ktoś do mnie podszedł. Kto? Chyba wam nie muszę mówić. Wybraniec pocałował mnie bez słowa. Jak usłyszeliśmy jakieś śmiechy i zobaczyliśmy, ze to drugoklasiści się na nas patrzą, to Harry wziął ode mnie książkę i zasłonił ją nasze twarze. Całowaliśmy się dopóki pani Prince nie ,,wywąchała” co się wyrabia w jej bibliotece i wyrzuciła nas z niej. Moim zdaniem to ci drugoklasiści na nas na kablowali. Gdzie potem poszliśmy? Nie powiem, bo to zostanie między mną, a Harrym.



         Siedzę w Wielkiej Sali nad arkuszem mojego testu z Obrany Przed Czarną Magią. Był to już piąty dzień egzaminów. Z tego przedmiotu poszło mi super. Już wypełniłam cały test, więc teraz spałam sobie na stoliku. Dwa rzędy na prawo siedziała Hermiona. Harry siedem za mną, a Ron trzy przede mną. Czekałam na koniec. Chciałam tylko jednego: spać. Przez ostatnią noc nie spałam, bo Hermiona prosiła, żebym pomogła jej się uczyć. Co miałam zrobić?


           Siedzimy w Wielkiej Sali. Czekamy na egzamin praktyczny z Obrony Przed Czarną Magią. Hermiona już weszła. Nagle usłyszeliśmy trzy nazwiska, a na końcu moje. Chłopaki na mnie spojrzeli. Chyba mam tremę. Podniosłam się z ławki i weszłam do innej komnaty. Zobaczyłam trzech instruktorów i Umbridge. Podeszłam do wolnego instruktora.
-Nazwisko?-zapytał nie patrząc na mnie.
-Otson.-Odpowiedziałam i dopiero teraz na mnie spojrzał.
-No no no, kogoż ja ty widzę. Słynna panna Otson.-O co mu do cholery chodzi? Nie odpowiedziałam.
       Najpierw kazał mi pokazywać jakieś banalne zaklęcia. Ale potem powiedział szeptem:
-Panno Otson słyszałem, że potrafi pani wyczarować cielistego patronusa.
-I co z tego?
-Jeśli by pani chciała go zaprezentować.
-Jasne.-odpowiedziałam już zła.
Skupiłam się, tak jak zawszę. Najmilsze wspomnienie i:
-Expecto Patronum!
Błękitny pies przeleciał przez komnatę. Spojrzałam na Umbridge z ironicznym uśmiechem, ta patrzyła mi się prosto w oczy. Wiedziałam, że tą bitwę wgrałam ja.
-Wspaniale, wybitnie panno Otson. Dziękuję. Może pani wyjść.
-Dziękuję. Do widzenia.


           Zabił dzwon co oznaczało koniec czasu na egzamin. Szybko wstałam i wybiegłam z sali z rękami w górze. Jak najszybciej pobiegłam do salonu, by razem z przyjaciółmi usiąść na kanapie.
-Ostatni egzamin. Rozumiecie to?-zapytał szczęśliwy Ron
-Tak, koniec męki, koniec egzaminów.-powiedziałam równie uradowana.
-To co będziemy robić?-zapytał Harry.
-Na pewno nie będziemy tu tak siedzieć.-odpowiedziałam.-Kto ma ochotę popływać?
-Ale że teraz?-zapytała Hermiona.
-Hermiono jest początek czerwca, najwyższy czas.
-No dobra, chodźmy.-opowiedziała.
-I dobrze. To za dziesięć minut zbiórka tutaj, przebrani i z ręcznikami.-zarekomendowałam.
           Wstaliśmy. Ja z Hermioną czym prędzej pobiegłyśmy do dormitorium. Wpadłyśmy do pokoju i od razu otworzyłyśmy kufry. Przebrałyśmy się w stroje kąpielowe, a na nie założyłyśmy koszulki na ramiączkach i spodenki, by inni chłopcy się na nas nie patrzyli, a i by Harry i Ron nie musieli być o nas zazdrośni. Do torebki plażowej wrzuciłam ręcznik, butelkę wody, krem do opalania i aparat. Różdżkę włożyłam za pasek w spodenkach, tak jak zwykle. Przybiłyśmy piątkę i ruszyłyśmy do salonu. Tam zastałyśmy chłopaków w krótkich spodenkach i z ręcznikami na szyi. Uśmiechnęłam się na widok Wybrańca bez koszulki. Wyszliśmy z zamku i skierowaliśmy się na naszą plażę. Ja z Harrym szłam troszeczkę za Ronem i Hermioną. Harry złapał mnie za rękę, a potem przytulił i tak szliśmy.
-Podkoszulka to ty nie masz?-zapytałam swojego chłopaka. Harry się zaśmiał i po chwili powiedział:
-A co przeszkadza ci to, że go nie mam?
-Troszeczkę. Inne dziewczyny się na ciebie gapią jak byś był eksponatem w muzeum.-znów go rozśmieszyłam.
-Jesteś o mnie zazdrosna?
-Nawet jeśli, to to coś złego?
-Wręcz przeciwnie, ale nie masz się o co martwić dla mnie istniejesz tylko ty.
-To właśnie chciałam usłyszeć.-znów się zaśmiał.-Ale następnym razem załóż koszulkę.
-Dobrze skarbie.-cmoknął mnie w czoło.
-Chodź bo Ron i Hermiona prawie już doszli.-powiedział.
-Pierwszy zatapia drugiego.-krzyknęłam i zerwałam się biegiem.
-Nie masz ze mną szans.-krzyknął okularnik.
-Zobaczymy.
           Oczywiście Harry dobiegł przede mną, a gdy się tylko zjawiłam na plaży od razu mnie porwał. Zdążyłam upuścić tylko torbę. Harry wziął mnie na ręce i wbiegł do wody zanurzając się. 


       Gdy tylko się wynurzyłam, krzyknęłam:
-Potter! Przecież ja mam ubranie!
-A co chciałabyś je zdjąć?-zapytał z tym swoich uśmieszkiem.
-Nie żyjesz!-i ruszyłam do ataku.
          Tak biliśmy się w wodzie, a Hermiona wyciągnęła aparat z mojej torby i pstrykała nam zdjęcia. Gdy już wracaliśmy po pływaniu o ile tak to można nazwać. Ja w mokrym ubraniu, przytulona do chłopaka i owinięta dwoma ręcznikami, swoim i Harrego, nagle zrozumiałam kogo mam zapytać w sprawie taty.
-Dumbledore!-krzyknęłam
-Co?-zapytał zdziwiony Harry.
        Ale mnie już tam nie było. Biegłam do pokoju Umbridge by z nim porozmawiać, lecz po drodze spotkałam Malfoya. Przebiegłam koło niego, ale on krzyknął za mną:
-Wiem gdzie jest Dumbledore. Zabiorę cię tam.
-Skąd wiesz, że szukam Dumbledora? Czytasz w myślach, zapomniałam.
        Wtedy dobiegli do nas Harry, Ron i Hermiona.
-Keti już nigdy więcej tak nie uciekaj!-powiedział Harry.
-Zabierzesz nas tam?-zapytałam Draco, puszczając słowa Harrego mimo uszu.
-Gdzie ma nas zabrać? Keti!-krzyczał Harry.
-Zabiorę tylko ciebie.-odpowiedział ślizgon
-Dobrze.-odpowiedziałam
-Nie!-krzyknął Harry- Gdzie ma cię zabrać i po co?
         Podeszłam do niego i pocałowałam, a potem szepnęłam:
-Harry zaufaj mi, proszę nie długo wrócę, kocham cię.
-Keti, nie pozwolę ci nigdzie samej iść.
-Nie będę sama, będę z Draco
-Jeszcze gorzej.
-Po prostu pozwól mi jechać,
        I poszłam z Draco, a Harrego zostawiła z Ronem i Hermioną, mam nadzieję że mi wybaczy.